Sługa Boży ks. Kazimierz Smoroński (część 10.)

tymbark.in 3 godzin temu

Postać ks.Kazimierza Smorońskiego przedstawił w 2008 roku w swojej pracy magisterskiej pt. „Ojciec Kazimierz Smoroński (1889 – 1942)” Wojciech Szpak, student Wydziału Humanistycznego, kierunek historia, na Akademii Pedagogicznej im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Praca napisana pod kierunkiem prof. dr hab. Ludwika Mroczki.

Duszpasterz czasu wojny

O świcie 1 września 1939 r. wojska niemieckie bez wypowiedzenia wojny uderzyły na państwo polskie. Rozpoczęła się druga wojna światowa – konflikt zbrojny, który niedługo ogarnął prawie cały świat. Choć od jakiegoś czasu wielu obawiało się jej wybuchu, wielu również do końca żyło nadzieją, iż uda się ocalić pokój.

Pierwsze wieści dotyczące działań wojennych dotarły do Tuchowa w komunikatach radiowych. Pomimo poczucia zagrożenia i niepewności ojcowie redemptoryści zdecydowali o rozpoczęciu nowego roku akademickiego. Podczas inauguracji ojciec Edward Górski – rektor klasztoru – przemawiając do wiernych powiedział, iż nauka w tuchowskim seminarium mimo wybuchu wojny będzie prowadzona. Chociaż bomby grają, chociaż w każdej chwili możemy przenieść się na tamten świat, […] to jednak my musimy spełnić swój obowiązek. Przełożeni chcą, abyśmy się uczyli, więc będziemy się uczyli[1].

Niestety w ciągu kolejnych dni sytuacja Polski znacznie się pogorszyła. Radio nieustannie podawało informacje o bombardowaniu miast przez niemieckie lotnictwo, nierzadko dało się również słyszeć o niepowodzeniach armii polskiej. Nad Tuchowem coraz częściej pojawiały się samoloty wroga, pierwsze bomby spadły na pobliski Tarnów. Z każdą chwilą społeczeństwo ogarniał coraz większy lęk i obawa o przyszłość. W takich chwilach wielu odwiedzało kościoły, by chociaż w modlitwie znaleźć ukojenie. Nie inaczej było w tuchowski sanktuarium, do którego tłumnie przybywali wierni[2].

Drugiego dnia wojny o. Karol Winiarski udał się do Krakowa, gdzie spotkał się z prowincjałem zgromadzenia ojcem Franciszkiem Marcinkiem. Do Tuchowa powrócił piątego września. Tego dnia około godziny piętnastej zebrali się niemal wszyscy ojcowie, by ustalić, co począć wobec grożących niebezpieczeństw ze strony niemieckiego agresora. Chodziło przede wszystkim o zabezpieczenie cudownego obrazu Matki Boskiej Tuchowskiej przed zniszczeniem lub profanacją (już w dniach poprzednich proponowano przewieźć go Zamościa) oraz uchronienie kleryków i młodych ojców przed potencjalnymi prześladowaniami ze strony hitlerowców. Zabierając głos w dyskusji Kazimierz Smoroński oświadczył, iż obrazu nie należy wywozić z Tuchowa, gdyż w trakcie ewentualnej podróży byłby on narażony na zniszczenie ze strony lotnictwa niemieckiego. Proponował umieścić go w piwnicy pod klasztorem, gdzie będzie dostatecznie zabezpieczony, gdyż trzeba by olbrzymiej bomby, która by cały klasztor kompletnie zniszczyła, by szkoda dosięgła i cudownego obrazu.. Uważał przy tym również, iż na takie bombardowanie tuchowskiego sanktuarium raczej się nie zanosi, bowiem nie było w pobliżu żadnych obiektów wojskowych. Niewiele te racje zaważyły, gdyż padły słowa, żeby ojciec Smoroński siedział cicho, bo inni może inaczej myślą. Odebrano więc głos o. Smorońskiemu. W tym momencie wypowiedział się o. Winiarski, świeżo przybyły z Krakowa. W czasie drogi powrotnej z Krakowa do Tuchowa wielokrotnie musiał chronić się przed wrogimi samolotami. Niewątpliwie był więc świadkiem hitlerowskiego bestialstwa i zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw grożących za strony wojsk niemieckich. Opowiedział więc najpierw swoje przeżycia z podróży, a następnie zwracając się do zebranych rzekł, iż prowincjał zgromadzenia nakazał wywieźć obraz w bezpieczne miejsce oraz zarządził, aby wszyscy klerycy niezwłocznie opuścili tuchowskie seminarium[3]. W efekcie narady ojców ustalono, iż seminarium zostanie przeniesione do klasztorów położonych we wschodniej Polsce ( między innymi do Mościsk), gdzie można by bezpiecznie kontynuować naukę, natomiast cudowny obraz zabrany zostanie do Zamościa[4].

Rankiem szóstego dnia wojny rektor Górski zawiesił działalność tuchowskiego studentatu[5]. Przez miasto płynęła fala uchodźców, prawdopodobnie wielu korzystało ze spowiedzi w miejscowym sanktuarium. Między godziną dziewiątą a dwunastą seminarzyści i klerycy podzieleni na siedem grup kolejno wyruszali na wojenną tułaczkę. Jedna z nich, pod przewodnictwem o. Józefa Puchalika, niosła ze sobą obraz tuchowskiej Madonny. W samym klasztorze pozostało kilku zakonników, a wśród nich o. Kazimierz Smoroński[6].

Wczesnym rankiem następnego dnia najpierw o. Stanisław Wójcik, a po nim o. Smoroński odprawili msze święte. W kościele przebywało wówczas wielu ludzi oczekujących na spowiedź. W trakcie jej trwania nagle dał się słyszeć potężny warkot niemieckiego samolotu ostrzeliwującego pobliski teren z karabinu maszynowego. Wśród osób zgromadzonych w świątyni wszczęła się panika, co niektórych zakonnicy musieli powstrzymywać od opuszczenia kościoła. Dalsze odgłosy walk zagłuszone zostały przez śpiew w czasie nabożeństwa. Po nim wyspowiadana została reszta ludzi, po czym kościół został zamknięty, a ci, którzy nie zdążyli w porę go opuścić, znaleźli schronienie w rozmównicy[7].

W klasztorze tymczasem pośpiesznie zabezpieczano pomieszczenia na wypadek bombardowania. Bój w najbliższej okolicy stawał się coraz bardziej zaciekły, wojska polskie powoli wycofywały się ustępując pola najeźdźcy. Około godziny dziesiątej Niemcy wkroczyli do Tuchowa grabiąc i plądrując wiele domów, niedługo potem pierwsi żołnierze pojawili się w okolicy klasztoru. Miasto zostało więc opanowane, a dla jego mieszkańców rozpoczął się kilkuletni okres naznaczony terrorem i prześladowaniami ze strony okupanta[8].

Rankiem ósmego września przyszedł do klasztoru oficer niemiecki zamówić kwatery dla wojska. niedługo pojawili się dalsi Niemcy; jedni nabyli prowiant, inni pożyczyli naczyń. Na drugi dzień zakwaterowało się na terenie klasztoru około 60 żołnierzy, niedługo potem dołączył do nich cały sztab dywizji z generałem dywizji na czele. Cały dziedziniec klasztorny, część ogrodu i dziedzińca kościelnego zapełnione zostały samochodami. Żołnierze niemieccy postępowali bardzo różnie; nieliczni korzystali ze spowiedzi, wielu jednak ukradkiem plądrowało klasztorne cele w poszukiwaniu kosztowności bądź pieniędzy. Całkowicie ogołocili z warzyw i owoców przyklasztorny ogród, używali wody bez miary nieraz zostawiając w łazienkach odkręcone kurki. Nie szczędzili światła, zdewastowali bibliotekę wyrywając z wielu książek pojedyncze kartki. Na nic zdawały się skargi kierowane przez zakonników do niemieckich oficerów, którzy zwykle słowami „es ist Krieg” usprawiedliwiali poczynania swoich żołnierzy[9].

Któregoś dnia nieproszony gość wkradł się do celi o. Smorońskiego, który wcześniej zapomniał ją zamknąć. Chociaż nic w niej nie zginęło, została ona splądrowana. Nie pomogły żale przed komendą niemiecką, tuchowski zakonnik wpadł więc na pomysł, aby przynajmniej na jakiś czas uchronić się przed podobnym zdarzeniem. Otóż umieścił na drzwiach swej celi napis o treści: Eintritt verboten! Cholera! Podobno ostrzeżenie to okazało się skuteczne[10].

Miał też o. Smoroński „przejście” z pewnym oficerem, który ogromnie wzburzony bardzo wulgarnie odnosił się o Polakach. Zakonnik zwrócił się wówczas do niego z zapytaniem, czy to niemiecka kultura? Podobno oficer wściekł się jeszcze bardziej i kilka brakło, by sięgnął po pistolet. Nie udało mu się jednak zastraszyć tuchowskiego kapłana[11].

W pierwszych dniach wojny praca duszpasterska w tuchowskim sanktuarium odbywała się adekwatnie bez przeszkód. Mimo obecności Niemców na terenie klasztoru msze święte oraz inne nabożeństwa odprawiane były normalnie. Bardzo często śpiewano na nich pieśń Boże coś Polskę, zdarzało się, iż głoszone kazanie miało wyraźny podtekst patriotyczny. Niejednokrotnie świadkami tego byli sami żołnierze niemieccy, którzy powtarzali wówczas, że nie wojują z ludźmi, tylko z wojskiem[12]. Najbliższa przyszłość miała to niestety zmienić.

Do 12 września większość żołnierzy przybyłych tu w ostatnim czasie opuściła tuchowski klasztor. jednak na ich miejsce pojawili się nowi przybysze. Tego dnia urządzono bowiem w klasztorze szpital polowy. Kronikarz zgromadzenia zanotował, iż w momencie, kiedy zjechał się już cały personel szpitalny, znikły jakiekolwiek pozory delikatności i grzeczności. Niemcy groźbą domagali się takich cel, jakie im się podobały, w ogóle nie brali pod uwagę faktu, czy były one zamieszkałe. Żołnierze ponownie spenetrowali cały klasztor kradnąc przy tym maszynę do pisania, włamali się też do piwnicy i zabrali butelki z winem mszalnym. O. Smoroński poskarżył się na postępowanie żołnierzy przed niemieckimi lekarzami. Ci w następstwie tego przekazali zakonnikom kwit za maszynę (kwota jednak w niewielkiej części pokrywała wartość utraconej rzeczy), poza tym lekarz naczelny ostro zwymyślał żołnierzy i zarządził karne ćwiczenia[13].

Wraz z uruchomieniem na terenie klasztoru szpitala polowego zaczęto zwozić do niego pierwszych rannych. Kazimierz Smoroński od razu zgłosił lekarzowi naczelnemu chęć duchowej opieki nad żołnierzami poszkodowanymi w trakcie walk. Póki co powiedziano mu, iż ciężej rannych nie ma. Jednak już na drugi dzień zakonnik został wezwany do umierającego żołnierza. O. Smoroński wpierw wyspowiadał go, jakiś czas później udzielił mu komunii świętej, namaszczenia i błogosławieństwa. W tym i następnym dniu spowiadało się jeszcze kilku żołnierzy, jednemu z nich Smoroński udzielił jeszcze namaszczenia, ponieważ żołnierz był już w bardzo ciężkim stanie. 16 września Niemcy podjęli jednak decyzję o zlikwidowaniu szpitala polowego z powodu zbyt dużej odległości od frontu. Rozpoczęło się więc wywożenie rannych, dwa dni później pozostali żołnierze opuścili teren klasztoru[14].

16 września 1939 r. tuchowianie prawdopodobnie po raz pierwszy stali się świadkami niemieckiego okrucieństwa. Tego dnia żołnierze hitlerowscy podpalili bożnicę żydowską (nie zezwolili na jej gaszenie, pilnowali jedynie, aby nie spłonęły sąsiadujące z nią domy), dokonali także aresztowań wśród ludności tego wyznania, po czym niektórych Żydów zamordowali[15].

Trzy dni później do tuchowskiego klasztoru powróciła z wojennej tułaczki pierwsza grupa kleryków. W następnych dniach przybywali inni[16]. Niezwykle dramatyczne były losy tych, którym powierzony został cudowny obraz Matki Boskiej Tuchowskiej. 11 września dotarli oni do Zamościa. Tamtejszy klasztor redemptorystów miał być miejscem docelowym dla tej grupy uciekinierów, jednak wielokrotne naloty niemieckich bombowców zmusiły ich do dalszej tułaczki. Udali się więc w stronę Włodzimierza i Łucka, ale tam natknęli się na żołnierzy Armii Czerwonej, którzy wkroczyli na wschodnie tereny państwa polskiego. Wobec zaistniałej sytuacji zakonnicy zdecydowali się zawrócić. Po długiej tułaczce drugiego października 1939 r. dotarli do Tuchowa[17].

Nie wszystkim klerykom – uciekinierom powiodło się tak samo. Niektórzy zmuszeni byli szukać schronienia w domach zgromadzenia w różnych częściach kraju, nie od razu więc powrócili do Tuchowa. Dlatego wskutek rozproszenia studentatu spośród 28 studentów filozofii i teologii studia w pierwszych dniach października wznowiło tylko 17. Oprócz nich rok szkolny rozpoczęło także 18 kleryków z greckokatolickiej Prowincji Lwowskiej, którzy na przełomie września i października przybyli do Tuchowa uciekając przed bolszewikami[18].

Z wojennej tułaczki nie powrócili również ojcowie Brunon Świtalski i jeden z biblistów studentatu Karol Winiarski. Ich nieobecność niekorzystnie wpływała na tok studiów w tuchowskim seminarium. Dlatego w kadrze profesorów doszło do pewnych zmian personalnych. O. Winiarskiego zastąpił Kazimierz Smoroński. Zakonnik podjął się wykładów z introdukcji do Pisma Świętego, języka hebrajskiego, historii Izraela i egzegezy biblijnej oraz śpiewu gregoriańskiego[19].

Dla wszystkich tuchowskich wykładowców prowadzenie działalności oświatowej w warunkach wojennych było wielkim wyzwaniem. Hitlerowcy zakładali bowiem pozbawienie narodu polskiego możliwości kształcenia. Już w październiku 1939 r. władze Generalnej Guberni wydały szereg zakazów i ograniczeń uderzających w polskie szkolnictwo. Zamknięte zostały wszystkie wyższe uczelnie i większość szkół średnich. Pomimo ciągłych represji ze strony okupanta na tych terenach Kościół zdołał jednak utrzymać swoją administrację, mogły też działać seminaria duchowne. Przez cały okres wojny w tuchowskim klasztorze funkcjonowało seminarium ojców redemptorystów, ponadto zakonnicy pomimo zakazu zdecydowali się na prowadzenie tajnego nauczania w zakresie szkoły średniej[20]. Wymagało to szczególnych środków ostrożności biorąc pod uwagę fakt, iż Niemcy podczas okupacji nieustannie przebywali w budynku klasztornym. 5 grudnia 1939 r. na kilka miesięcy parter i pierwsze piętro klasztoru zostało zajęte przez żołnierzy niemieckich, a ojcowie, bracia i klerycy musieli zamieszkać na drugim piętrze, w jednej trzeciej obiektu. Sytuacja ta ponownie miała miejsce wiosną 1941 r. Latem tego samego roku w budynku seminaryjnym stacjonował oddział Baudienstu, a w listopadzie 1943 r. w południowym skrzydle klasztoru uruchomiony został szpital[21].

Postępowanie niemieckich żołnierzy było bardzo zróżnicowane. Często zachowywali się oni karygodnie i szkodzili, jak tylko mogli. Byli jednak wśród nich tacy, których bardzo dobrze zapamiętano. Pod koniec 1939 r. przebywał w klasztorze niejaki Gűnter Wrede, doktor – archiwista. W wojsku służył w stopniu szeregowego, a przed wybuchem wojny był dyrektorem w jednym z niemieckich archiwów państwowych. Podczas pobytu w Tuchowie zwrócił się z prośbą do zakonników o możliwość zapoznania się z zawartością biblioteki klasztornej, przy okazji zawarł również bliższą znajomość z znajomość z o. Smorońskim. Kronikarz klasztorny określił tego żołnierza mianem człowieka z kulturą europejską[22].

Smoroński nie wahał się wnosić skarg do władz okupacyjnych na niewłaściwe postępowanie żołnierzy niemieckich. Kiedy w październiku 1939 r. kilku z nich zabrało z klasztoru radio zachowując się przy tym bardzo wulgarnie, tuchowski redemptorysta udał się w tej sprawie na komendę, niestety nic wówczas nie uzyskał[23]. Z niemieckimi władzami prawdopodobnie nieraz trzeba było także rozmawiać i nierzadko zadanie to spadało na barki o. Smorońskiego. 5 listopada tego samego roku zakonnik pojechał do Krakowa, aby tam wystarać się o wyłączenie klasztoru tuchowskiego spod rekwizycji wojennych. Tym razem powiodło się lepiej, bowiem następnego dnia w urzędzie zarządu cywilnego dla dystryktu krakowskiego Smoroński otrzymał odpowiednie zaświadczenie na piśmie (nie uchroniło ono klasztor od dalszych rekwizycji; do końca roku Niemcy czynili to jeszcze czterokrotnie, za każdym razem płacili jednak niewielkie sumy)[24]. Z kolei na przełomie 1941 i 1942 r. redemptorysta w imieniu mieszkańców Tuchowa zwrócił się do dowódcy kwaterujących w klasztorze Niemców z prośbą o pomoc w przewiezieniu sześciu ton miedzi zakupionej w Krakowie, potrzebnej do planowanej wówczas elektryfikacji miasteczka. Dowódca wypożyczył na ten cel samochód wojskowy[25].

Wybuch wojny pod wieloma względami ograniczył działalność o. Smorońskiego. Przestało się ukazywać czasopismo „Homo Dei”, swoją działalność musiały także zawiesić stowarzyszenia misyjne kierowane przez zakonnika. Pomimo tego energiczny kapłan podejmował się coraz to nowych wyzwań. Jak już wspomniano, o. Smoroński był jednym z tych, którzy pomimo wyraźnego zakazu okupacyjnych władz zdecydowali się prowadzić tajne nauczanie. Oprócz tego zakonnik w dalszym ciągu pracował nad podręcznikiem do historii Izraela, ponadto opracował specjalną broszurę przeznaczoną dla Polaków wywiezionych do Niemiec na roboty przymusowe. Broszura ta miała ułatwić rodakom nieznającym języka niemieckiego przystępowanie do spowiedzi, niestety cenzura niemiecka nie zezwoliła na jej wydanie[26].

Wspólnota tuchowskich redemptorystów zaangażowała się na szeroką skalę w akcję pomocy Polakom wysiedlonym do Generalnej Guberni z terenów przyłączonych do Rzeszy. W lutym 1942 r. w bydlęcych wagonach przetransportowano około 350 osób eksmitowanych z Włocławka. Mieszkańcy Tuchowa i okolic przyjęli do siebie sporą grupę tych przesiedleńców, w samym zaś mieście znalazło schronienie około 70 ludzi. Natychmiast udali się do nich ojcowie Smoroński, Nowakowski i Pisarczyk i oprócz wsparcia duchowego podarowali im również podstawowe artykuły żywnościowe. W następnych tygodniach zakonnicy w dalszym ciągu dostarczali uchodźcom żywność, mleko, przekazali też kilka łóżek, kompletów pościeli i artykuły pierwszej potrzeby[27].

Redemptoryści z Tuchowa podjęli również działania mające na celu ratowanie ludności żydowskiej bezwzględnie prześladowanej przez hitlerowców. Ukrywanie Żydów na terenie klasztoru okazało się niemożliwe, budynek był bowiem nieustannie kontrolowany przez zakwaterowanych w nich Niemców, od czasu do czasu przeprowadzano w nim także rewizje. Zakonnicy pomagali więc na miarę swoich możliwości. Szczególnie zaangażował się w tę akcję o. Stanisław Wójcik, który omal nie przypłacił tego życiem (został aresztowany przez Gestapo, zaś po przesłuchaniach zwolniony). Włączył się w nią również o. Kazimierz Smoroński. Wraz z o. Józefem Puchalikiem zakonnik podjął się ratowania córek żydowskich z rodziny Jakubowskich z Siedlisk koło Tuchowa. Trudno powiedzieć, na czym ta pomoc polegała, gdyż nie zachowały się żadne, choćby najdrobniejsze informacje na ten temat[28].

W czasie okupacji o. Smoroński interesował się sytuacją polityczną na ziemiach polskich. Zakonnik potajemnie słuchał radia, ale przede wszystkim prowadził bardzo obfitą korespondencję[29], miał bowiem dar pisania listów w sposób bardzo interesujący, umiał w krótkich słowach, ujętych w piękną formę, zamieścić dużo wiadomości[30]. Zamiarem o. Smorońskiego było informowanie współbraci z kraju i zagranicy o położeniu redemptorystów w Generalnej Guberni, nierzadko również w korespondencji pojawiały się różnego rodzaju aluzje polityczne bądź też informacje o postępowaniu Niemców względem polskiej ludności. Swoje listy tuchowski zakonnik wysyłał do Mościsk, Wilna, do Włoch, a choćby do redemptorystów pracujących w Argentynie. W aktach klasztoru wileńskiego zachował się jeden z tych listów, datowany na 6 września 1940 r., napisany w Tuchowie na maszynie do pisania, z licznymi skrótami i minimalnymi odstępami w celu maksymalnego wykorzystania powierzchni kartki. Odpisy innych znajdują się w Archiwum Warszawskiej Prowincji Redemptorystów w Tuchowie. O. Smoroński był również adresatem licznych listów, w których współbracia informowali go o sytuacji panującej w ich klasztorach, a także o lokalnych warunkach życia. Listy te zakonnik przepisywał na maszynie, dzięki czemu niektóre z nich zachowały się w odpisach[31].

Tuchowski kapłan w swojej korespondencji pisał wiele, podając przy tym dużą ilość szczegółów. To nie podobało się okupantom, dlatego cenzorzy odcinali fragmenty listów bądź zasmarowywali tuszem, zdarzało się też, iż na wysłanie niektórych nie wyrażali zgody[32].

Smoroński w listach wysyłanych do współbraci starał się przede wszystkim przekazywać informacje o położeniu redemptorystów na ziemiach polskich okupowanych przez hitlerowców. Wiele uwagi poświęcał przy tym wspólnocie tuchowskiej. W jednej z korespondencji datowanej na 17 sierpnia 1940 r. opisał np. przebieg uroczystości religijnych w tamtejszym sanktuarium: Odpust Nawiedzenia miał w tym roku zupełnie odmienny przebieg. We wilję wieczorem zaledwie garsteczka ludzi była. Nie ogłaszaliśmy nigdzie, iż wszystko odbędzie się normalnie, by nie brać na siebie odpowiedzialności w razie jakiejś niespodzianki, a choćby nie zapraszaliśmy ani sumistów, ani kaznodziei, ale liczyliśmy wyłącznie na własne siły. Rzeczywiście też ludność okoliczna sądziła, iż odpustu nie będzie. Na pierwsze święto poprosiliśmy ze sumą tuchowskiego X [księdza] dziekana Wcisłę (…) Prymarna odbyły się już normalnie na dziedzińcu klasztornym, nieszpory wstępne, na których miałem kazanie, odbyły się w kościele, kościół nie był wcale zapełniony, ale ludzi niezbyt dużo. I tak dalej odbywało się wszystko na dziedzińcu, choć nie było nawały ludzi. To jednak na ludzi działało uspokajająco, poczęli się zwiadywać, iż odpust idzie i do piątku rano było coraz więcej ludzi, a w niedzielę i we wtorek oktawy, było ludzi bez mała, jak po wszystkie lata. (…) Księża okoliczni zaczęli coraz liczniej przybywać z pomocą w słuchaniu spowiedzi, w niektóre dni było ich 20. To nas ratowało, bo z innych klasztorów mało kto przyjechał. (…) Bogu dziękowaliśmy, iż odpust odbył się spokojnie. I to jeszcze zapomniałem dodać, iż początkowo nie było wcale kramarzy. To świadczy najlepiej, iż się nikt nie spodziewał, iż odpust się odbędzie (…)[33]. Z kolei w liście napisanym 6 września tego samego roku i adresowanym do redemptorystów wileńskich zakonnik informował o rozpoczęciu nowego roku szkolnego w studentacie: Rok szkolny rozpoczął się 2.9. Na rozpoczęcie wygłosił referat O. Kaczewski T.[eodor] n.t. Św. Alfons jako apologeta. Z.[eszłego] r.[oku] ja miałem referat. Tak teraz zaprowadzono, żeby na inaugurację jeden z lektorów wygłosił referat. W dalszej części tego listu o. Smoroński podał stan liczbowy poszczególnych kursów, wymienił nazwiska ojców (pisane skrótami) – członków domu tuchowskiego, opisał także wszelkie trudności, na jakie skazani byli redemptoryści z Tuchowa oraz miejscowa ludność wskutek niedoboru żywności spowodowanego m. in. przez kontyngenty i wysokie podatki: Opatrzność czuwa nad nami, iż jeszcze mamy co jeść, ale są ograniczenia: chleb podaje się tylko na śniad.[anie], a kler.[ycy] dostają jeszcze trochę na podw.[ieczorek]. Cukru prawie nic nie ma. Przez ost.[atnie] 2 mies.[iące] spożyliśmy tylko 20 kg, a i to dzięki temu, iż ktoś nam ofiarował cukru. Toteż każdy spadł na wadze: ja spadłem w ciągu tego roku 8 kg (Kania, Grabe spadli coś 20 kg, ale do tego przyczynił się im brak zdrowia). Żniwa liche, bo ciągłe deszcze. w tej chwili zaczynają się psuć ziemniaki, również z powodu deszczów. (…) Wobec tego zapowiadają się czasy ciężkie, zwłaszcza, iż każdemu wyznaczono duży kontyngent do odstawienia w zbożu, koniczynie, sianie. A co jeszcze potem nastąpi? Wątpię, żeby ludzie mogli wszystko odstawić, a raczej na pewno nie będą mogli, bo niektórzy musieliby w tym celu zakupywać! Niedawno wyznaczono nam, iż mamy obsiać 7 morgów rzepakiem, ale iż nam gruntu nie starczy na zboże, więc wnieśliśmy rekurs i zniżono nam na 3 morgi. To znów wyznaczono nam, iż mamy odstawić 1.080 kg koniczyny, a 340 kg siana. Wnieśliśmy znów rekurs i spuszczono nam o ¼. I to dobre! Podatki teraz bardzo duże: gruntowy został znacznie podniesiony. Nadto dodano pogłówny: 5 zł od każdej osoby. To znów od gadów: 5 zł od psa, 50 od krowy, tyleż od konia; tyleż od wozu. Od każdej kury wyznaczona jest liczba jaj, jakie każdy ma odstawić. To samo ma się rzecz z nabiałem. Jak to ludzie zdołają wypłacić, to dla mnie zagadka. A do tego trzeba dodać różne robocizny czy osobiste, czy końmi (…)[34].

Kazimierz Smoroński w prowadzonej przez siebie korespondencji nie wahał się poruszać zagadnień politycznych. We wspomnianym już liście wysłanym do Wilna w 1940 r. zakonnik pozwolił sobie na zamieszczenie pewnych aluzji, śmiało też opisał poczynania okupanta: Niemcy dziwią się, iż Polacy tak daleko stronią od nich, podczas gdy we Francji zup.[ełnie] inaczej. Tam na ich przyjęcie „panis”, a u nas „lapis”. interesująca była mowa Franka, wygłoszona 15.8. Ogłosił, iż Polska już nigdy nie powstanie, iż Wisła pozostanie na zawsze wschodnią rzeką Niem.[iec], a Kraków centrum niemczyzny na wschodzie. Rocznicę wybuchu wojny obchodzili b.[ardzo] uroczyście. Postanowiono wszystkie rynki przechrzcić na pl.[ace] Ad.[olfa] Hitlera. I tak już uczyniono w Krakowie dnia 1.9. przy udziale Göbbelsa, w powodzi flag. Jako przygotowanie do tego usunięto z rynku krak.[owskiego] pomnik Ad.[ama] Mickiewicza wysadzeniem dzięki dynamitu (…). Ludziska płakali, a kto mógł, brał okruch na relikję zachować. W W – wie [Warszawie] jeszcze nie przemianowano Pl.[acu] Saskiego. Jakiś andrus umieścił pod pomnikiem Poniatowskiego napis: „Józiu”, nie bądź frajer, podaj się za folksdojcza, bo inaczej to cię stąd usuną. (…) Tam jeszcze nie usunięto żadn.[ego] pomnika, a w Krak.[owie] usunięto także pomnik Fredr[y], a dawniej Jagiełły i Kościuszki. Dzwon Zygmunta jeszcze jest w Krak.[owie]. Na Biblj.[otece] Jag.[iellońskiej] jest tablica głosząca, iż to „Instytut für die Ostarbeit”. Dla Polaków zamknięta biblj.[oteka] (…)[35]. Podobnych treści nie zabrakło również w liście z 17 sierpnia 1940 r.: (…) właśnie w tych zmieniono oficjalną nazwę: „General – gouvernement für die besetzen polnischen Gebiete” na samo: „General – gouvernement”. Znaczyłoby to, iż uważają stan obecny za stały, nie podlegający kwestji. Ma być w tych dniach utworzony jakiś osobny rząd z kierowników poszczególnych wydziałów przy Generalnem Gubernatorstwie. Centralne gubernatorstwo przeprowadza w kraju różne inwestycje, co świadczy również, iż się czują pewni siebie. Tak np. rozbudowują duży Przemyśl Niemiecki, Deutsch –Przemyśl, do tego nowego miasta przyłączono choćby Żurawicę. Budują olbrzymi dworzec kolejowy, różne magazyny itd. (…) Jak już wam dawniej pisałem, wydrukowane nowe banknoty pieniężne z napisem: „Bank Emisyjny w Polsce”(podczas gdy na dawnych był napis: Bank Polski). Bilon jest i nowy i stary. Prywatnie uważają stary bilon za bardziej wartościowy i niektóre towary można dostać za stary bilon po cenach przedwojennych. (…) Szkół średnich i wyższych nie ma. Są tylko jakieś szkoły zawodowe, ale o tem nic nie umiem powiedzieć, bo to od nas daleko, a gazeta mało o tych rzeczach pisze. Co do gazety, to Kraków, Warszawa ma tylko po jednej gazecie polskiej, ale to tylko niezdarny przekład artykułów niektórych z Krakauer (lub Warschauer) – Zeitung[36].

W swoich listach o. Smoroński sporadycznie zamieszczał również informacje o hitlerowskich represjach stosowanych wobec Polaków i Żydów. Pojawiały się w nich także zdania, które zrozumieć mogli jedynie adresaci (mogły to być choćby zakodowane wiadomości), np. Również i przemysł niektórych rzeczy przenosi się na tutejszy teren. Niektóre dziedziny pracują „pełną parą” np. Kościce (…)[37].

Niestety działalność zakonnika nie uszła uwadze policji niemieckiej, która prawdopodobnie coraz bardziej interesowała się zbyt obfitą korespondencją redemptorysty i w końcu zdecydowała się na przeprowadzenie rewizji w tuchowskim klasztorze.

  • [1] M. Sadowski CSsR, Redemptoryści polscy …, s. 140.
  • [2] AKT, Kronika domu tuchowskiego t. 4 (1934 – 1939), 2 – 4 IX 1939 r.
  • [3] Tamże, 2 IX, 1939 r., 5 IX 1939 r.
  • [4] Tamże, 5 IX 1939 r.
  • [5] M. Sadowski CSsR, Redemptoryści…, s. 141.
  • [6] AKT, Kronika domu tuchowskiego t. 4, 6 IX 1939 r.
  • [7] Tamże, 7 IX 1939 r.
  • [8] Tamże, 7 IX 1939 r.
  • [9] Tamże, IX 1939 r.
  • [10] Tamże, 10 IX 1939 r.
  • [11] AWPRT, relacja o. Konstantego Franczyka z 1993 r.
  • [12] AKT, Kronika domu tuchowskiego t. 4, IX 1939 r.
  • [13] Tamże, IX 1939 r.
  • [14] Tamże, IX 1939 r.
  • [15] Tamże, 16 IX 1939 r.
  • [16] Tamże, IX 1939 r.
  • [17] M. Sadowski CSsR, Redemptoryści…, s. 141-143.
  • [18] Tamże, s. 143-151.
  • [19] Tamże, s. 167.
  • [20] Tamże, 138-179.
  • [21] Tamże, 421-426.
  • [22] AKT, Kronika domu tuchowskiego t. 5 (1939 – 1946), 15 XII 1939 r.
  • [23] Tamże, s. 7.
  • [24] Tamże, 7 IX 1939 r.; M. Sadowski CSsR, Redemptoryści…, s. 421-422.
  • [25] Stanisław Derus, Tuchów. Miasto i gmina do roku 1945. Wyd. Tuchów 1992, s. 130.
  • [26] W. Szołdrski, Redemptoryści w Polsce…, s. 184-185; M. Sadowski CSsR, Redemptoryści…, s. 335.
  • [27] M. Sadowski CSsR, Redemptoryści…, s. 313-314.
  • [28] Tamże, s. 323-325.
  • [29] Tamże, s. 336.
  • [30] W. Szołdrski, Redemptoryści w Polsce…, s. 185.
  • [31] M. Sadowski CSsR, Redemptoryści…, s. 336.
  • [32] Tamże, s. 336-337.
  • [33] Archivum Vice – Provinciae de Resistencia CSSR – 1701 17 Re 05/5./6./40/1-2.
  • [34] AWPRT, teczka „Akta klasztoru w Wilnie”: K. Smoroński do wspólnoty redemptorystów w Wilnie, Tuchów 6 IX 1940.
  • [35] Tamże.
  • [36] Archivum Vice – Provinciae de Resistencia CSSR – 1701 17 Re 05/5./6./40/1-2.
  • [37] Tamże.

Sługa Boży ks. Kazimierz Smoroński (część 9.)

Idź do oryginalnego materiału