Unia Europejska stara się zbudować skuteczny system obrony powietrznej – praktycznie od zera. Jest to konieczne, a zarazem jeszcze trudniejsze, niż się wydaje.
Wrzesień przyniósł serię zaskoczeń: 9 września prawie 20 rosyjskich dronów naruszyło polską przestrzeń powietrzną, po czym doszło do kolejnych incydentów z niezidentyfikowanymi dronami nad Danią i Rumunią oraz z rosyjskimi myśliwcami nad Estonią. Polska i Estonia wszczęły procedurę na mocy artykułu 4 Traktatu Północnoatlantyckiego.
Gdy na początku października przywódcy UE zebrali się na szczycie w Kopenhadze, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreśliła pilną potrzebę stworzenia europejskiej „ściany przeciwdronowej” – skoordynowanej sieci radarów, urządzeń zakłócających i systemów antydronowych, mających na celu neutralizowanie zagrożeń, zanim dotrą one do przestrzeni powietrznej państw UE.
Proponowany projekt, przemianowany na Europejską Inicjatywę Obrony przed Dronami, ma objąć nie tylko wschodnią flankę Unii, jak początkowo planowano, ale przestrzeń powietrzną całej UE.
Równocześnie coraz większe poparcie zdobywa znacznie ambitniejszy plan, który mógłby włączyć tzw. ścianę przeciwdronową w ogólnoeuropejską sieć obrony powietrznej. Europejska Tarcza Powietrzna (European Sky Shield) zakłada stworzenie wielowarstwowego systemu obrony, inspirowanego izraelską Żelazną Kopułą, zdolnego przechwytywać wszystko – od dronów po pociski balistyczne.
Po dekadach niedoinwestowania i uzależnienia od amerykańskiej ochrony Europa staje przed trudnym pytaniem: kiedy – a może choćby czy – taka tarcza może stać się rzeczywistością. A jeżeli rządy rzeczywiście pójdą tą drogą, jak miałoby to wyglądać w praktyce?
Ściana przeciwdronowa
Niedawne przypadki wtargnięcia rosyjskich dronów, uznawane za próbę przetestowania zdolności obronnych NATO i jego politycznej determinacji , ujawniły kilka niewygodnych prawd.
Współczesna wojna nie opiera się już na liczbach, ale na precyzji w skali masowej. Rój skoordynowanych ataków, łączących tanie drony z zaawansowaną bronią, może dziś zadawać druzgocące ciosy zarówno ludności cywilnej, jak i kluczowej infrastrukturze. Pokazuje to przykład ukraiński. Latem rosyjskie ataki dronów i rakiet sięgnęły siedziby rządu Ukrainy oraz delegacji UE w Kijowie.
Asymetria jest brutalna: masowa precyzja jest tania dla atakującego, ale kosztowna dla obrońcy. Odpowiedź NATO na ostatnie wtargnięcia była skuteczna, ale bardzo droga. Sojusz użył rakiet Patriot o wartości 3 mln euro do zestrzelenia dronów, których produkcja kosztowała 20 tys. euro lub mniej. Taka sytuacja na dłuższą metę jest nie do utrzymania.
Aby przeciwdziałać rojom tanich ataków, najlepszym rozwiązaniem może być warstwowy system obrony powietrznej. Tanie systemy można byłoby wykorzystywać przeciwko drobnym zagrożeniom, oszczędzając myśliwce i kosztowne rakiety na bardziej niszczycielskie ataki, takie jak uderzenia balistyczne czy hipersoniczne.
Zgodnie z tą logiką ściana przeciwdronowa stanowiłaby pierwszą warstwę obronną szerszej Tarczy Powietrznej. Jej zadaniem byłoby wykrywanie, śledzenie i neutralizowanie dronów oraz amunicji krążącej.
Ich zestrzeliwanie przy użyciu kinetycznych pocisków przechwytujących lub broni energii skierowanej (DEW) – laserów, których koszt pojedynczego strzału może wynosić od 1 do 10 euro – byłoby niezwykle skutecznym ekonomicznie rozwiązaniem w porównaniu z ceną systemu Patriot.
Po inspirację Bruksela coraz częściej spogląda na wschód. – Możemy się wiele nauczyć od Ukrainy, a jednocześnie musimy zapewnić jej ochronę i wsparcie finansowe, ponieważ w zamian pomaga nam w wojnie dronowej. To inwestycja we własną obronę – ocenił estoński europoseł Riho Terras.
Europejska Tarcza Powietrzna
Budowa Europejskiej Tarczy Powietrznej nie będzie ani łatwa, ani tania. UE będzie musiała pokonać różnice polityczne, problemy z gromadzeniem zapasów i wysokie koszty.
Nie da się też po prostu skopiować izraelskiej Żelaznej Kopuły. Ten system chroni niewielkie terytorium z gęsto zaludnionymi obszarami przed głównie krótkiego zasięgu zagrożeniami. Tymczasem Europa ma rozproszoną populację, a Rosja ma bogaty arsenał – od pocisków krótkiego zasięgu Iskander po hipersoniczne Avangardy dalekiego zasięgu.
Jedna wspólna kopuła nad kontynentem to czysta fantazja. Plan zakłada więc mozaikę „baniek” obronnych – wielu systemów obejmujących różne terytoria, połączonych w sieć zapewniającą skuteczne pokrycie europejskiej przestrzeni powietrznej.
Obrona powietrzna to kwestia sekund – wykrycia, śledzenia i przechwycenia celu w czasie rzeczywistym. Wymaga to precyzji i natychmiastowej koordynacji ponad granicami – radar w jednym kraju musi przekazywać dane wyrzutniom w innym.
Choć projekty takie jak kierowana przez Niemcy Europejska Inicjatywa Tarczy Powietrznej (ESSI) – obejmująca wspólne zakupy i utrzymanie systemów – już się realizują, wyzwania wykraczają daleko poza sam sprzęt. Systemy te muszą być w pełni kompatybilne ze wspólną architekturą NATO – Zintegrowanym Systemem Obrony Powietrznej i Przeciwrakietowej (IAMD).
To dobrze znana, choć niewygodna zasada dla państw członkowskich. choćby zachowując pełną autonomię w decyzjach zakupowych, musiałyby wybierać konfiguracje zapewniające interoperacyjność z systemami sojuszników. I tu właśnie wchodzą w grę polityczne napięcia w Europie.
Przeszkody nie tylko technologiczne
Jak wskazuje Chris Kremidas-Courtney, starszy analityk w European Policy Centre, Europa stoi wobec dylematu zakupowego.
Uzależnienie od zagranicznych systemów obronnych – głównie amerykańskich i izraelskich – ma dwie strony. Z jednej może przyspieszyć wdrożenie, z drugiej grozi utratą strategicznej autonomii Europy.
Choć istnieją europejskie rozwiązania dla większości zakresów zagrożeń, wciąż nie ma realnego odpowiednika izraelskiego Arrow-3 – hipersonicznego pocisku przechwytującego przeznaczonego do zwalczania rakiet balistycznych.
Ponadto europejski przemysł obronny pozostaje rozdrobniony. – Niemcy wspierają systemy IRIS-T i Patriot w ramach Europejskiej Inicjatywy Tarczy Powietrznej, Francja i Włochy promują SAMP/T, a Norwegia i inne kraje polegają na NASAMS” – zauważa Kremidas-Courtney.
– Każde państwo niechętnie rezygnuje ze swojego „faworyta”, co sprawia, iż wspólne zakupy i integracja są znacznie trudniejsze, niż mogłyby być – dodaje.
Wyzwanie zatem nie jest wyłącznie technologiczne – ma również wymiar polityczny. Wiarygodny, wielowarstwowy system obrony wymaga nie tylko miliardowych inwestycji, ale także poziomu koordynacji, którego Europa historycznie nie potrafiła osiągnąć. Dlatego marzenie o Europejskiej Tarczy Powietrznej wciąż pozostaje odległe.




