Rosjanie obrócili w gruzy fabrykę Polaka. "To jest katastrofa"

polsatnews.pl 4 godzin temu

- Produkujemy rolety, było bardzo kolorowo. Mieliśmy tu wiele różnych odcieni. Teraz jest 40 odcieni szarobrązowego - mówił w Polsat News polski przedsiębiorca Piotr Płoski. Jego fabryka w Kijowie została poważnie zniszczona podczas nalotu Rosjan. W rozmowie z Andrzejem Wyrwińskim przyznał, iż w stolicy Ukrainy nie ma już bezpiecznych miejsc, a on sam "reaguje jak pies Pawłowa na dźwięk Szaheda".

Rosyjskie rakiety i drony nadleciały nad fabrykę Piotra Płoskiego 21 lipca. Wystarczyły dwie godziny, aby zniszczyć ją całą. - To jest katastrofa. Ciężko oddać to słowami. Uszkodzenia budynku są bardzo poważne, nie ma zewnętrznych ścian - przyznał polski przedsiębiorca, który od 2012 roku prowadzi biznes w Kijowie.

Właściciel zakładu oprowadził korespondenta Polsat News Andrzeja Wyrwińskiego po zakładzie zniszczonym w wyniku ataku Rosji. - Tu było wszystko. To nie są sceny z filmu o drugiej wojnie światowej. Dwa tygodnie temu była tu produkcja - dodał, wskazując na spalone maszyny.

WIDEO: "To nie są sceny z filmu". Dramatyczna relacja Polaka ze zniszczonej fabryki w Kijowie

Wojna w Ukrainie. Rosja zniszczyła fabrykę Polaka. "Tu było bardzo kolorowo"

Piotr Płoski dodał, iż po nocnym nalocie do fabryki o 5:30 rano. - Jeszcze wszystko płonęło. Słyszałem wybuch, który spowodował ostatni z dronów. Produkujemy tu rolety okienne, tu było bardzo kolorowo. Mieliśmy tu wiele różnych odcieni. Teraz jest 40 odcieni szarobrązowego - stwierdził.

ZOBACZ: Ukraina zmienia taktykę wobec Rosji. Zełenski zapowiada

Jak przekazał, w ataku na pobliski hotel pracowniczy ucierpiało kilka osób. Andrzej Wyrwiński zapytał właściciela zniszczonej fabryki, dlaczego pozostał w Ukrainie po rozpoczęciu w 2022 roku pełnoskalowej agresji. - To tutaj jest centrum mojego życia. Nie chciałem być uchodźcą we własnym kraju, bo mam obywatelstwo polskie. A musiałbym zaczynać wszystko od nowa - wyjaśnił.

Nadmienił, iż "nie da się wyjechać z Ukrainy, chodzić po ulicach obcych miast i być spokojnym". - To nieprawda, iż Ukraińcy, którzy uciekli, dobrze się bawią - podkreślił.

Polak mieszkający w Kijowie: Reaguję jak pies Pawłowa na dźwięk Szaheda

Przedsiębiorca na antenie Polsat News opowiedział także o życiu w wojennych warunkach. - W Kijowie nie ma bezpiecznych miejsc. Ataki mogą nadejść z każdej strony. Mieszkam pięć kilometrów od tego zakładu. Dwa razy w tygodniu coś nad nami lata. Ja już reaguję jak pies Pawłowa na dźwięk Szaheda - opisał.

Jak zaznaczył Płoski, warkot tych silników słychać non stop. - Potem jest seria strzałów obrony przeciwlotniczej. To jest straszliwy festiwal. Nie da się tak żyć, aby codziennie schodzić do schronów. Ludzie pracują, wychowują dzieci, jak funkcjonować będąc w schronach? Kładziemy się do swoich łóżek z nadzieją, iż nic nas nie trafi - skwitował Polak.

WIDEO: Połączenie z Hawajami na żywo przerwane przez głośny dźwięk. "Własnie dostałem alarm o ewakuacji"
Idź do oryginalnego materiału