Cel: zająć lotnisko i zabezpieczyć je tak, by mogła z niego operować wyrzutnia rakiet HIMARS – oto zadanie pododdziałów 6 Brygady Powietrznodesantowej podczas międzynarodowych ćwiczeń „Swift Response '25”. Główne siły wydzielone przez Wojsko Polskie właśnie dotarły do Finlandii i wkroczyły do działania.
W poniedziałek późnym wieczorem z lotniska w Krakowie poderwały się samoloty transportowe CASA i Hercules. Na ich pokładzie znajdowali się spadochroniarze z 6 Brygady Powietrznodesantowej. Kilka godzin później żołnierze zameldowali się w Finlandii, gdzie realizowane są ćwiczenia „Swift Response ‘25”. – Nasze zadanie polega na zajęciu i zabezpieczeniu lotniska tak, by mogła z niego operować przerzucona z Polski wyrzutnia HIMARS – mówi mjr Paweł Ryś z 6 BPD.
Polacy raz po raz muszą odpierać ataki grup dywersyjno-rozpoznawczych, powiązanych z regularną armią, która – według scenariusza – zagraża Finlandii od wschodu. W rolę dywersantów wcielili się fińscy żołnierze. – Podobnie jak my, zostali oni wyposażeni w laserowe symulatory strzelań – wyjaśnia mjr Ryś. System składa się z nakładek na broń i kamizelek zaopatrzonych w czujniki. Po naciśnięciu spustu broń emituje wiązkę lasera, a jeżeli ten dosięgnie celu, czujnik sygnalizuje trafienie. Dzięki temu rozgrywka pomiędzy ćwiczącymi stronami staje się bardziej realistyczna.
REKLAMA
Dodatkowym wyzwaniem dla żołnierzy jest samo miejsce ćwiczeń. – Obszar, który musimy utrzymać, to lotnisko cywilne pod Helsinkami. Organizatorzy wynajęli je od właściciela. Wojsko na co dzień tam nie działa – przyznaje mjr Ryś. Podczas „Swift Response '25” żołnierze 6 BPD współpracują między innymi z pododdziałami innej polskiej jednostki – 25 Brygady Kawalerii Powietrznej, a także fińskim 2 Korpusem. System HIMARS prowadzi symulowany ostrzał. W ubiegłym tygodniu ogień otworzyła identyczna wyrzutnia, tyle iż należąca do US Army. W tym epizodzie także wzięli udział polscy żołnierze, a ściślej – pododdział 6 BPD, który dotarł do Finlandii jeszcze przed głównymi siłami. – Nasze zadania były podobne, ale operowaliśmy z innego lotniska – zaznacza oficer. Polacy zostaną w Finlandii do pierwszych dni czerwca.
Tymczasem w ćwiczenia zostały zaangażowane nie tylko polskie wojska lądowe. Ważne zadanie przypadło także marynarce wojennej. Odpowiada ona za przerzut części sił przez Bałtyk. Kilka dni temu port w Świnoujściu opuścił okręt transportowo-minowy ORP „Toruń” z 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Jednostka skierowała się do Gdyni, gdzie na jej pokład wjechał wspomniany już HIMARS wraz z wozem dowodzenia, a do tego m.in. wozy terenowe Humvee i pojazdy wysokiej mobilności Aero. Sprzęt należy odpowiednio do 1 Brygady Rakiet (jednostka nowo formowana) i 6 Brygady Powietrznodesantowej. Po opuszczeniu Gdyni „Toruń” obrał kurs na południową Finlandię, by ostatecznie zawinąć do portu w miejscowości Kotka. Tam pojazdy zjechały na ląd.
– Wyrzutnię HIMARS transportowaliśmy po raz pierwszy – przyznaje kpt. mar. Rafał Sławiński, dowódca ORP „Toruń”. – Zanim to nastąpiło, kilka tygodni wcześniej przeprowadziliśmy ćwiczebny załadunek w porcie. W takich przypadkach to zwyczajna procedura. Co prawda załoga dostaje dokładne informacje o wymiarach i ciężarze pojazdów, które będziemy przewozić, ale detale zawsze warto sprawdzić w praktyce – dodaje. Sam transport przebiegł bez zakłóceń, choć jak przyznaje dowódca okrętu, na pierwszym etapie przejścia pogoda była daleka od ideału. Wiał stosunkowo silny wiatr, do tego dochodziły dość wysokie fale. Tymczasem z racji specyficznej konstrukcji – przede wszystkim płaskiego dna – kołysanie na polskich okrętach transportowo-minowych potrafi być mocno odczuwalne.
Przerzut wojsk przez Bałtyk nie jest dla marynarzy nowością. Okręty projektu 767 podobne zadania realizowały wielokrotnie. W poprzednich latach wyprawiały się choćby do Szwecji czy państw bałtyckich. Swego czasu jeden z OTRM-ów zawinął choćby do Norwegii. Dotychczas na pokładach tych jednostek przewożone były wyrzutnie i wozy dowodzenia wydzielone z Morskiej Jednostki Rakietowej, ale też sprzęt 12 Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej i 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Załogi OTRM-ów współpracowały też z sojusznikami, między innymi z Niemiec i Norwegii.
Okręty projektu 767 zostały bowiem zaprojektowane także z myślą o operacjach desantowych. Dzięki płaskiemu dnu, a także odpowiednio napełnianym i opróżnianym zbiornikom balastowym są w stanie operować choćby w miejscach, gdzie głębokość nie przekracza dwóch metrów. Mogą podejść do plaży i otwierając specjalną rampę umożliwić żołnierzom i pojazdom zejście na ląd. Takie działania wojsko ćwiczyło wielokrotnie. Podczas kolejnych edycji międzynarodowych ćwiczeń „Baltops” z pokładu OTRM-ów desantowali się nie tylko Polacy, ale także żołnierze piechoty morskiej z Rumunii i USA. – 8 FOW posiada pięć tego typu okrętów. Wspólnie mogą one przerzucić we wskazane miejsce komponent wojsk lądowych w sile batalionu złożony na przykład z 500 żołnierzy i 45 Rosomaków – podkreśla kmdr ppor. Grzegorz Lewandowski, rzecznik świnoujskiej flotylli.
Ćwiczenia „Swift Response '25”, w których biorą udział Polacy, stanowią część zakrojonych na szeroką skalę manewrów pod kryptonimem „Defender '25”. Polegają one na przerzuceniu do Europy kilku tysięcy żołnierzy z USA i wprowadzeniu ich do walki razem z sojusznikami. W scenariusz przedsięwziecia wpisane zostały trzy duże ćwiczenia. Obok „Swift Response”, które zakładają przeprowadzenie pięciu operacji powietrznodesantowych w północnej Europie, to „Immediate Response” i „Saber Guardian” w południowej i środkowej części kontynentu. Manewry mają potrwać do końca czerwca, zaś w sumie weźmie w nich udział 25 tys. żołnierzy.