Niemiecka pamięć i zadośćuczynienie, polski brak szacunku dla Polski

patrzymy.pl 7 godzin temu

Do opisania skali zniszczeń, których dokonali Niemcy w Warszawie idealnie pasuje znany związek frazeologiczny: „Kamień na kamieniu nie został”. Dokładnie tak wyglądała Warszawa, po tym jak 9 października 1944 roku Reichsführer-SS Heinrich Himmler wydał rozkaz całkowitego unicestwienia miasta. Decyzja ta zapadła 6 dni po upadku Powstania Warszawskiego i zbrodni ludobójstwa, jakiej niemiecki okupant dokonał na ludności cywilnej. Według różnych danych w ciągu 63 dni Niemcy zabili od 150 do 200 tysięcy cywilów i od 16 do 18 tysięcy Powstańców.

Himmler nosił się zamiarem zburzenia Warszawy zaraz po wybuchu Powstania i był tak zdeterminowany, iż zaczął do swojego makabrycznego planu przekonywać Adolfa Hitlera:

Warszawa, stolica, głowa, inteligencja tego byłego 16–17-milionowego narodu Polaków będzie zniszczona, tego narodu, który od 700 lat blokuje nam Wschód i od czasu pierwszej bitwy pod Tannenbergiem [Grunwaldem] leży nam w drodze. A wówczas historycznie polski problem nie będzie już wielkim problemem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, ba, choćby już dla nas.

Dwa miesiące później dzieło zniszczenia się rozpoczęło i przyniosło gigantyczne straty. Stare Miasto zostało zniszczone w 100 procentach, lewobrzeżna Warszawa w 85 procentach. Niemcy metodycznie bombardowali, wysadzali i podpalali budynek po budynku, kompletnie nie przejmując się ludnością cywilną. Była to jedna z większych zbrodni ludobójstwa dokonana przez III Rzeszę, która do dziś nie została w żaden sposób rozliczona. Polska występując do Niemiec o wypłacenie reparacji wojennych, w ramach materiału dowodowego przedstawiła zdjęcia dokumentujące porażającą skalę zniszczeń w Warszawie. Jaki był odzew? Początkowo nie było żadnej reakcji, potem pojawiła się stara śpiewaka o rzekomym zrzeczeniu się przez Polskę reparacji, co miała nastąpić w czasach „Polski Ludowej”.

Ostatecznie Niemcy przyznali się do okrucieństwa, ale w ramach rekompensaty podarowali Polsce wielki głaz, co w samo sobie można odczytać jako wyjątkowo bezczelną metaforę. W 1944 roku kamienia na kamieniu nie zostawili, 81 lat później przed Bundestagiem postawili pamiątkę po swoje zbrodni i można to równie dobrze odczytać, jako groźbę powtórki. I chociaż do niemieckiej arogancji zdążyliśmy się w Polsce przyzwyczaić, to postawa polskich władz pozostało bardziej druzgocąca. W uroczystym odsłonięciu niemieckiego „daru” uczestniczyła polska minister kultury Hanna Wróblewska. Na tej decyzji, pełnej pogardy dla własnego narodu, suchej nitki nie zostawił były minister kultury:.

Decyzja minister kultury Hanny Wróblewskiej o uczestniczeniu w takiej imprezie jest nieodpowiedzialna, bo to w zasadzie jest dyfamacja Polski. (…) Całe to dzisiejsze zdarzenie należy odczytywać w kontekście ciągle niewypłaconych Polakom odszkodowań, które wypłacili innym narodom, a choćby państwom kiedyś kolonialnym. Obecność polskiej minister kultury w imprezie z kamieniem to uczestniczenie w akcie niemieckiej polityki historycznej i tak to trzeba ująć – prof. Piotr Gliński w rozmowie z portalem wPolityce.pl.

Niestety nie jest to pierwsze i prawdopodobnie nie ostanie tak haniebne zachowanie polskich polityków, ale też dziennikarzy i części społeczeństwa. Przy takiej postawie trudno się dziwić, iż Niemcy w sposób wyjątkowo lekceważący traktują Polskę i jej żądania. Płacimy słoną cenę za jakość naszych „elit” i „klasy politycznej”, która w dodatku cięgnie na dno część sporą społeczeństwa.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału