Morscy przemytnicy pozwalają Rosji obchodzić sankcje. Czas bardziej utrudnić im życie

polska-zbrojna.pl 12 godzin temu

20 maja Unia Europejska zatwierdziła kolejny, 17. pakiet sankcji na Rosję. Nakłada on ograniczenia handlowe na firmy z Turcji, Serbii, Uzbekistanu czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich za obchodzenie nałożonych wcześniej restrykcji. Jak poinformowała szefowa dyplomacji UE Kaja Kallas, pakiet objął też niemal 200 statków z rosyjskiej „floty cieni”. „To cios w kroplówkę Putina”, komentują media. Czym jest ta „flota cieni” i z czego ma wynikać dotkliwość sankcji?

Zacznijmy od kilku podstawowych informacji. Przed 2022 rokiem sprzedaż ropy i produktów ropopochodnych stanowiła około 40% wartości całkowitego eksportu Rosji. Zarazem zapewniała państwu 30% dochodów budżetowych. Większość węglowodorów trafiała do państw członkowskich UE. Pełnoskalowa inwazja na Ukrainę zmusiła europejską wspólnotę do nałożenia na Federację Rosyjską sankcji, w tym embarga na surowce energetyczne. U podłoża takich działań leżało przekonanie, iż pozbawionej istotnych wpływów finansowych Moskwie w końcu zabraknie pieniędzy na kontynuowanie wojny, co w konsekwencji przyniesie pokój.

Statki poza jurysdykcją

Rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana – Rosja przekierowała eksport kopalin na azjatyckie rynki. Sprzedaż spadła, ale nie na tyle, by zakłócić wydobycie i zagrozić budżetowi. Rosyjska zdolność do adaptacji wywołała zatem kolejną reakcję – pod koniec 2022 roku UE (wraz z G7 i Australią) wprowadziła pułap cenowy na ropę z Rosji. Odtąd nie mogła ona kosztować więcej niż 60 dolarów za baryłkę, co w założeniu miało ograniczać rosyjskie zyski. Jak zamierzano egzekwować przestrzeganie limitu? Mieli o to zadbać armatorzy i ubezpieczyciele. Pod rygorem utraty koncesji zabroniono im świadczenia usług po cenach nieuwzględniających narzuconego pułapu. A iż firmy żeglugowe i ubezpieczeniowe z państw G7 miały wówczas 90% rynku, Rosjanie zmuszeni zostali do zaakceptowania nowych realiów.

REKLAMA

Tak się przynajmniej wydawało. Na początku 2023 roku zachodnie media z satysfakcją donosiły, iż rosyjskie zyski ze sprzedaży ropy i pochodnych spadły o jedną trzecią. Ale niedługo znów się odbiły – co takiego wydarzyło się po drodze? Rosjanie przestali korzystać z usług armatorów, którzy narzucali im niekorzystne ceny i przeszli do szarej strefy. Tak na scenie pojawiła się „flota cieni” – na początku minionego roku odpowiadała ona za transport 80% rosyjskiej ropy eksportowanej za granicę. Oznaczało to niemal pełne obejście mechanizmu sankcyjnego, który miał być dla Rosji dotkliwym ciosem. Kopaliny przewożone przez „flotę cieni” sprzedawano bowiem po cenach rynkowych, utrzymujących się powyżej narzuconego limitu. przez cały czas tak się je sprzedaje.

Wyczyszczony rynek „używek”

Przemytnicy – bo tak de facto należy ich nazwać – do tej pory nie przejmowali się konsekwencjami łamania sankcji. Statki wchodzące w skład „floty cieni” pływają pod tanimi banderami – Panamy, Liberii czy Gabonu – i należą do spółek z Bliskiego Wschodu i Azji, cechujących się wyjątkowo nieprzejrzystą strukturą własności. Jednostkom często zmieniane są nazwy, przerejestrowuje się ich bandery – wszystko po to, by utrudnić identyfikację poszczególnych statków. Te zaś podczas rejsów ukrywają swoje lokalizacje, wyłączając oświetlenie czy transpondery. Trudno je więc namierzyć – dosłownie i w przenośni – no i pozostają poza jurysdykcją respektujących sankcje państw i organizacji. A póki istnieją kraje skłonne kupować od Rosji ropę po rynkowych cenach, póty interes się kręci. Te kraje to Indie, Turcja i Chiny, to tam trafia ponad 90% rosyjskiego eksportu kopalin.

Idźmy dalej. By działalność w zakresie zaspokajającym potrzeby Rosji była w ogóle możliwa, „flotę cieni” należało rozbudować. Kupowanie tankowców z pierwszej ręki do nielegalnego interesu nie jest łatwe, poza tym podaż nowo wodowanych jednostek pozostaje ograniczona. Rozwinięte możliwości serwisowania statków istnieją w miejscach, których właściciele „floty cieni” woleliby unikać. W rezultacie miażdżąca większość tej armady jest stara i zużyta, a masowe skupowanie „używek” niemal wyczyściło rynek. Jak donoszą branżowe media, tankowce liczące sobie więcej niż 15 lat są praktycznie niedostępne, zaś ich cena w ostatnim roku wzrosła o 120%.

Moskwa podbiła stawkę

Lecz o ile ograniczona dostępność „używek” to zmartwienie dla nieuczciwych armatorów i w konsekwencji samych Rosjan, o tyle stan techniczny „floty cieni” to utrapienie o wymiarze globalnym. Chodzi tu o zagrożenia ekologiczne, na przykład skutki wycieków po awariach, źle lub w ogóle nieusuwanych z powodu braku przyzwoitego serwisu i pieniędzy z tytułu ubezpieczenia. Dodajmy do tego ryzyko kolizji morskich, wysokie, gdy jednostka ukrywa swoją lokalizację. Jak w przypadku innych rodzajów działalności przemytniczej, tak i „flota cieni” mnoży zagrożenia natury kryminalnej. Mówiąc wprost, jednostka, która z zasady unika kontaktu ze służbami kilkudziesięciu państw, może poza ropą przewozić także inną kontrabandę – na przykład broń czy porwanych do pracy niewolniczej ludzi.

Sam proceder morskiego przemytu nowy nie jest, a z usług „floty cieni” od dawna korzysta Iran czy Korea Północna. ale dopiero Rosja uczyniła zjawisko masowym – każdego miesiąca rosyjską ropę transportuje choćby 200 tankowców. A Moskwa postanowiła podbić stawkę – statki należące do „floty cieni” zaczęły być używane także do dywersji. Co istotne, do tych aktów dochodzi również na Bałtyku. W połowie listopada 2024 roku przerwane zostały dwa kable telekomunikacyjne, łączące Finlandię z Niemcami i Szwecję z Finlandią. Kilkanaście dni później zerwany został EstLink2, czyli przebiegający pod Zatoką Fińską kabel energetyczny. Pod koniec grudnia doszło też do zniszczenia czterech podmorskich kabli do transmisji danych. Trzech między Finlandią a Estonią i jednego prowadzącego do Niemiec.

Póki Rosjanie czegoś nie wymyślą

W takich okolicznościach „flota cieni” stała się narzędziem już nie tylko w wojnie ekonomicznej. Co więcej, Rosja zdjęła maskę. W połowie maja doszło do incydentu w Zatoce Fińskiej, gdzie marynarka wojenna Estonii wyprowadziła z wyłącznej strefy ekonomicznej kraju tankowiec „Jaguar” zmierzający do rosyjskiego portu Primorsk. W tym czasie jednostka była eskortowana przez rosyjski myśliwiec. Był to pierwszy przypadek, kiedy wojsko Federacji starało się chronić jednostkę, z którą formalnie nie miało nic wspólnego. Jak dotąd Moskwa odżegnywała się od związków z „flotą cieni”, obecność Suchoja nad „Jaguarem” definitywnie przeczy tej narracji.

Czy świeżo wprowadzone sankcje – na konkretne jednostki – coś zmienią? Pływająca dla Rosjan „flota cieni” ma dosłownie ograniczone pole manewru. Szlaki żeglugowe przebiegają w taki sposób, iż większość statków w którymś momencie musi wpłynąć na wody państw UE i G7. Niepoddanie się kontroli byłoby ewidentnym złamaniem prawa. Jest nim także nielegalny transport czy brak ubezpieczenia, których ujawnienie otwiera drogę do przejęcia statku. I tak źle, i tak niedobrze, patrząc z perspektywy nieuczciwych armatorów i Rosjan.

Chyba iż ci drudzy znowu coś wymyślą…

Marcin Ogdowski , dziennikarz „Polski Zbrojnej”, korespondent wojenny, autor bloga bezkamuflazu.pl
Idź do oryginalnego materiału