„Europa już nie zaangażuje się na Bliskim Wschodzie” [WYWIAD]

euractiv.pl 5 godzin temu

„Putin nie chce angażować się w konflikt między Iranem a Izraelem. Chce uniknąć konfrontacji, a poza tym sprawa wojny z Ukrainą jest dla Rosji ważniejsza niż wsparcie Iranu”, mówi w rozmowie z EURACTIV.pl dr Beata Górka-Winter z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.

Aleksandra Krzysztoszek, EURACTIV.pl: Trwa szczyt NATO, na którym co prawda głównym tematem są wydatki na obronność, ale trudno uniknąć tematu niedzielnego bombardowania Iranu przez USA? Czy możliwe jest, iż Stany poproszą Europę o wsparcie militarne? I czy kwestia ta podzieli sojuszników?

Dr Beata Górka-Winter: Nie przypuszczam, iż sojuszników to podzieli, bo jesteśmy już w innym momencie historii. Przez dwie dekady państwa europejskie angażowały swoje wojska i sprzęt w misje w Afganistanie i Iraku. Wiele krajów, w tym Polska, wysłało wojska do obu tych miejsc.

Kosztowało nas to bardzo dużo i odciągnęło od ważnych dla nas spraw, zwłaszcza w naszym regionie. Tymczasem Rosja wykorzystała to zaangażowanie Zachodu na Bliskim Wschodzie, by spokojnie rozbudować swój potencjał i rozwijać działania hybrydowe.

Wyraźnie widać, iż czas, w którym NATO zaangażowało się na Bliskim Wschodzie, odbijł się na innych priorytetach. Dziś trudno znaleźć europejskiego przywódcę, który nie uważałby, iż zaangażowaliśmy się tam niepotrzebnie, za długo i zbyt dużymi kosztami, biorąc pod uwagę słabe efekty, zwłaszcza w Afganistanie.

Irak jest trochę innym przykładem, ale operacja w Afganistanie ostatecznie się nie powiodła — talibowie wrócili do władzy. Tym bardziej dziś trudno byłoby wytłumaczyć europejskiemu podatnikowi kolejne zaangażowanie na Bliskim Wschodzie.

Poza tym Iran to nie Afganistan — to państwo bardzo groźne, a prawdopodobieństwo odwetowych działań wobec kraju europejskiego, gdyby się zaangażował tam otwarcie i na dużą skalę, jest bardzo wysokie. Iran dysponuje arsenałem rakietowym, które dosięgają terytorium Europy, choćby do bazy w Radzikowie.

Posiada też duży potencjał w zakresie cyberataków — tamtejsi hakerzy są należą do najlepszych na świecie. Mamy wiele dowodów na operacje pochodzące z jego terytorium, obejmujące blokowanie stron internetowych, kradzieże kryptowalut, paraliżowanie infrastruktury krytycznej — można wymieniać bez końca.

Nie jest więc tak, iż walczymy z grupą terrorystyczną jak w Iraku z ISIS czy w Afganistanie z Al-Kaidą i Talibami. Iran dysponuje znacznie większymi możliwościami, zarówno rakietowymi, jak i w cyberprzestrzeni. Dlatego państwa europejskie, choćby Wielka Brytania — która zwykle mocno wspierała USA — dziś dystansują się od nowej wojny.

Donald Trump jest niepopularny wśród europejskich sojuszników, tak samo jak niepopularny był George W. Bush. Dlatego nie wydaje mi się, żeby dziś jakiekolwiek państwo europejskie poważnie rozważało większe zaangażowanie wojskowe poza tym, co ma miejsce w tej chwili — czyli wymianą informacji wywiadowczych i utrzymywaniem instalacji obronnych na Bliskim Wschodzie, np. w Jordanii, która jest ważnym sojusznikiem.

Sytuacja mogłaby się zmienić, gdyby Iran faktycznie zrealizował groźbę całkowitej blokady cieśniny Ormuz — co zagroziłoby europejskim interesom i transportowi surowców energetycznych. Wtedy działania odwetowe czy próby odblokowania szlaku przez flotę europejską, amerykańską i brytyjską byłyby prawdopodobne. jeżeli jednak do tego nie dojdzie, nie widzę możliwości szerszego zaangażowania Europy.

Czy w rozmowach kuluarowych na trwającym szczycie kwestia ta może okazać się zapalna?

Oczywiście — nie znamy planów Trumpa, nie wiemy, jak potoczą się relacje. jeżeli Trump będzie próbował wymusić na Europie większe zaangażowanie, tak jak Bush kiedyś wymusił udział w operacji Iraqi Freedom, możemy spodziewać się napięć — szczególnie iż kilka państw poparło USA, a kilka, jak Francja czy Niemcy, się odcięło, co wywołało poważne spory.

Europejskie interesy są zagrożone, zwłaszcza w kwestii transportu surowców energetycznych przez cieśninę Ormuz, a to jest najważniejsze dla nas, szczególnie po odcięciu się od rosyjskich surowców. To bezpośrednio uderza w nasze interesy.

A czy według Pani jest szansa na powrót do umowy nuklearnej podobnej do tej z 2015 roku? Wydaje się, iż to będzie bardzo trudne, niezależnie od tego, kto rządzi w USA. Rosja jest przecież w tej chwili izolowana na arenie międzynarodowej, Chiny są mniej skłonne do współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Z kolei Unia Europejska z kolei nie ma już takiego wpływu, żeby przejąć inicjatywę w ewentualnych negocjacjach.

Rzeczywiście, w tej chwili grupa P5+1 jest tak bardzo podzielona, a od czasu zawarcia tej umowy wydarzyło się tak wiele, iż nie przewiduję, by wszystkie strony mogły znów usiąść do negocjacji i kontynuować rozmowy.

Sama decyzja Izraela, z wyraźnym wsparciem Stanów Zjednoczonych, o likwidacji wojskowej potencjału nuklearnego Iranu pokazuje, iż ani Izrael, ani USA nie wierzą w przyszłość tego porozumienia. Chodzi tu nie tylko o bombardowania instalacji, ale też o eliminację irańskich naukowców pracujących nad programem nuklearnym.

Oczywiście Iran zdołał uratować część swojego potencjału, przewożąc niektóre elementy instalacji w inne miejsca, spodziewając się takich ataków. Mimo to pozycja Iranu została poważnie osłabiona — zarówno militarnie, jak i wizerunkowo. Wcześniejsze działania Izraela również doprowadziły do osłabienia wpływów Iranu w regionie, zwłaszcza przez uderzenia w jego proxy, takie jak Hezbollah, Hamas czy Huti.

Nie zdziwiłabym się, gdyby służby wywiadowcze wyliczyły, iż dzięki tym bombardowaniom opóźniono irańskie możliwości zdobycia broni nuklearnej o wiele lat. Co prawda wcześniej pojawiały się głosy państw takich jak Pakistan, iż będą chronić Iran, ale i one się z tego wycofały.

Wydaje się więc, iż pozycja Iranu będzie przez długie lata osłabiona, tym bardziej iż Stany Zjednoczone nie są skłonne do negocjacji, a także nie widzę perspektyw na zmianę władzy w Iranie i upadek reżimu ajatollahów.

To, co robią USA wraz z Izraelem, to celowe osłabianie reżimu, a być może choćby przygotowanie gruntu pod jego obalenie. Pojawiają się doniesienia o rozmowach z irańską opozycją, która działa poza krajem, również z rodziną Pahlawich. To nie są już wyłącznie plotki — widać wyraźną chęć części opozycji do powrotu do władzy.

Reżim ajatollahów jest brutalny zarówno w polityce wewnętrznej — na przykład w stosunku do kobiet protestujących — jak i na zewnątrz, destabilizując region. To twardy i represyjny system.

Jak może teraz rozwinąć się sytuacja w konflikcie izraelsko-irańskim?

Mówi się, iż sytuacja trochę się uspokoiła, ale szczerze mówiąc, nie wierzę, by Iran pozostawił ją bez odpowiedzi. Teheran otrzymał poważny cios, nie tylko militarny, ale przede wszystkim wizerunkowy.

Iran nie może zbytnio liczyć na wsparcie Rosji i Chin. Rosja jest wprawdzie sojusznikiem, ale Władimir Putin nie chce ryzykować angażowania się w konflikt — zwłaszcza iż w Izraelu mieszka dużo osób rosyjskojęzycznych, które wyemigrowały z Rosji. To wygodna wymówka – wiemy, iż Putin nie dba o Rosjan, ale raczej chce uniknąć konfrontacji. Poza tym obecna sytuacja z Ukrainą jest dla Rosji ważniejsza niż wsparcie Iranu.

Chiny natomiast są w trudnej sytuacji negocjacyjnej wobec USA, biorąc pod uwagę wojnę handlową i konflikt na Ukrainie, więc nie widzę, by chciały publicznie wspierać Iran. Teheran pozostanie więc w dużej mierze osamotniony, ale spodziewałabym się działań odwetowych — na przykład częściowej blokady cieśniny Ormuz, ataków w cyberprzestrzeni, a także niestety potencjalnych zamachów terrorystycznych.

Idź do oryginalnego materiału