Atom

bezkamuflazu.pl 3 godzin temu

W marcu 2025 roku Oleg Gorochowski, ukraiński biznesmen i współzałożyciel Monobanku, ogłosił zbiórkę na broń jądrową. Stało się to po niefortunnym spotkaniu w Białym Domu i kłótni Wołodymyra Zełenskiego z donaldem trumpem, w wyniku której czasowo zawieszono amerykańską pomoc dla Ukrainy. „Nie możemy zależeć od widzimisię USA”, przekonywał Gorochowski. Reakcja społeczna była błyskawiczna – w krótkim czasie zebrano ponad 20 mln hrywien (2 mln zł).

Wkrótce jednak bankier przyznał, iż akcja była żartem, iż nie miał realnego planu nabycia broni masowego rażenia. Choć zebrane środki przeznaczono na zakup dronów dla ukraińskiej armii, inicjatorowi zarzucono nadużycie zaufania wpłacających. Sprawa nie skończyła się formalnymi oskarżeniami, ale sposób, w jaki rezonowała, był wyraźnym sygnałem, jak poważnie Ukraińcy traktują temat uzbrojenia swojego kraju w „atomówki”.

Co istotne, myśleniu o skuteczności „nuklearnej polisy” towarzyszy specyficzna żałoba za utraconym atrybutem, Ukraina bowiem arsenał jądrowy już miała i z niego zrezygnowała. Tak przynajmniej sądzą Ukraińcy.

—–

Wróćmy do początku lat 90. – pozostawiony przez sowietów arsenał dawał Ukrainie tytularny status trzeciego mocarstwa atomowego. Pośród współczesnych Ukraińców króluje pogląd, iż Kijów nadzorował wszystkie albo przynajmniej dużą część jednostek armii radzieckiej wyposażonych w broń jądrową. A to nieprawda – większość oddziałów nie złożyła przysięgi na wierność Ukrainie i z czasem, wraz z etatowym sprzętem, przemieściła się na obszar federacji. jeżeli idzie o głowicie taktyczne, do maja 1992 roku wszystkie zostały wywiezione do rosji. Moskwa działała tu szybko, nie tyle z obawy przed Ukrainą, co dla uniknięcia ryzyka proliferacji (powszechne były wówczas obawy, iż małe głowice trafią na czarny rynek, do arsenałów grup terrorystycznych). Wywózka objęła całe spektrum taktycznej broni jądrowej: ładunki do rakiet krótkiego zasięgu, pociski artyleryjskie, głowice do bomb i rakiet lotniczych oraz przeciwokrętowych.

Co ważne, doszło do niej zanim Ukraina stworzyła własne struktury kontroli. W 1991 roku ukraińskiej armii w obecnym tego słowa znaczeniu nie było, powstawała z posowieckich resztek, co zajęło kolejne dwa lata.

W 1993 roku w Ukrainie wciąż było sporo głowic strategicznych – większych, trudniejszych w demontażu i transporcie – oraz infrastruktury: magazynów, wyrzutni, silosów. Ale Kijów nie miał nad tym arsenałem pełnego nadzoru. Ukraina odziedziczyła głowice, rakiety i bombowce bez kodów aktywacyjnych – te znajdowały się w Moskwie (system „Kazbek”), nie posiadała pełnej dokumentacji i dostępu do procedur obsługi broni jądrowej, nie kontrolowała systemów zabezpieczeń (na przykład tzw. PAL, Permissive Action Links, czyli elektronicznych zamków bezpieczeństwa). Reasumując, choć „atomówki” fizycznie znajdowały się na jej terytorium, to systemy uzbrajania i odpalania pozostawały w rosji. Szukając analogi można porównać Ukrainę do właściciela magazynu, pozbawionego klucza do znajdującego się w środku sejfu.

—–

Czy ów właściciel mógł dobrać się do zawartości schowka? By realnie dysponować posowieckim arsenałem, Ukraina musiałaby rozbroić istniejące zabezpieczenia, opracować własny system dowodzenia i kontroli nuklearnej oraz przejąć lub zbudować własne zakłady do konserwacji głowic. To nie było niemożliwe, ale wymagałoby kilkunastu lat pracy, ogromnych pieniędzy i wsparcia technicznego, którego nikt nie chciał Kijowowi udzielić. W Ukrainie – i poza nią – panuje dziś przekonanie, iż kraj ten posiadał odpowiednie zaplecze naukowo-przemysłowego. Owszem, na terenie dawnej republiki działały silne ośrodki w Charkowie, Dnieprze i Kijowie, ale zakres ich kompetencji i technicznych możliwości nie obejmował pełnego cyklu produkcji i modernizacji broni jądrowej.

Dodajmy do tego kwestie finansowe – utrzymanie arsenału jądrowego kosztowałoby Ukrainę dziesiątki miliardów dolarów rocznie. Tymczasem nowopowstały kraj znajdował się w fatalnej sytuacji gospodarczej, duszony przez hiperinflację i bezrobocie. Dla państwa, które dopiero tworzyło własne instytucje, program nuklearny oznaczałby ekstremalne obciążenie. A przecież była jeszcze presja międzynarodowa – nie tylko USA i rosja, ale też Wielka Brytania i Chiny naciskały na Ukrainę, by zrezygnowała z broni jądrowej. Odmowa groziła dyplomatyczną izolacją i odcięciem od międzynarodowej pomocy finansowej. Ba, sankcjami, gdyby uznano, iż Kijów łamie „Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej”.

W Kijowie bano się też rosyjskiej reakcji zbrojnej, która na początku i w połowie lat 90. prawdopodobnie zakończyłaby się dla Ukrainy sromotną klęską. Tak przynajmniej kalkulowano, biorąc na poważnie głosy płynące z rosji, która sowiecką broń jądrową uznała za swoją i nie ukrywała, iż jej przejęcie przez inne państwa byłoby przekroczeniem „czerwonej linii”. Z tych wszystkich powodów – pod naciskiem i zachętą – ówczesne ukraińskie władze uznały, iż lepiej oddać „atomówki”. „To historyczna pomyłka” – twierdzą współcześni Ukraińcy. Trudno odmówić im racji, gdy przekonują, iż pokaźny arsenał nuklearny zapewniłby Ukrainie nietykalność. Ale ich wyobrażenia o utraconej potędze oparte są na fałszywych przekonaniach i ahistorycznych wnioskach.

—–

Korzystając z okazji chciałbym podziękować swoim najszczodrzejszym Patronom: Czytelnikowi o nicku Zajcef Fizzlewick, Arkadiuszowi Halickiemu, Piotrowi Maćkowiakowi, Bartoszowi Wojciechowskiemu, Monice Rani, Maciejowi Szulcowi, Joannie Marciniak, Jakubowi Wojtakajtisowi, Andrzejowi Kardasiowi, Marcinowi Łyszkiewiczowi, Tomaszowi Krajewskiemu i Magdalenie Kaczmarek. A także: Juliuszowi i Elżbiecie Wolny, Piotrowi Rucińskiemu, Tomaszowi Sosnowskiemu, Piotrowi Świrskiemu, Arturowi Żakowi, Łukaszowi Hajdrychowi, Patrycji Złotockiej, Wojciechowi Bardzińskiemu, Bognie Gałek, Krzysztofowi Krysikowi, Mateuszowi Piecuchowi, Michałowi Wielickiemu, Jakubowi Kojderowi, Piotrowi Pszczółkowskiemu, Bożenie Bolechale, Jarosławowi Terefenko, Marcinowi Gonetowi, Pawłowi Krawczykowi, Joannie Siarze, Aleksandrowi Stępieniowi, Marcinowi Barszczewskiemu, Dinarze Budziak, Szymonowi Jończykowi, Piotrowi Habeli i Annie Sierańskiej.

Podziękowania należą się również moim najhojniejszym „Kawoszom” z ostatnich dwóch tygodni: Janowi Tymowskiemu (za wiadro kawy!) i Łukaszowi Podsiadło.

To dzięki Wam powstają także moje książki!

A skoro o nich mowa, w sklepie Patronite możecie nabyć moje tytuły w wersji z autografem i pozdrowieniami. Pełną ofertę znajdziecie pod tym linkiem.

Tekst, w obszerniejszej wersji, opublikowałem w miesięczniku Polska Zbrojna – zapraszam Was do saloników prasowych, gdzie przez cały czas można nabyć majowy numer magazynu.

Nz. Marne pozostałości ukraińskiego lotnictwa bombowego, przystosowanego do przenoszenia bomb jądrowych – puste skorupy samolotów na lotnisku wojskowym w Połtawie, jesień 2023 roku/fot. własne

Idź do oryginalnego materiału