O roli medycyny na polu walki, nowoczesnych technologiach wspierających wojskowych medyków oraz potrzebie stworzenia nowej specjalności wojskowej: ratownika taktycznego – opowiada ppłk Anita Podlasin. Oficer została niedawno konsultantką Wojskowej Służby Zdrowia do spraw ratownictwa taktycznego.
Jakie zadania stoją przed konsultantką Wojskowej Służby Zdrowia do spraw ratownictwa taktycznego?
ppłk Anita Podlasin
: Przede wszystkim zamierzam skupić się na merytorycznym wsparciu Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia MON. Będę m.in. wydawać opinie do projektów i zmian, które mają być wprowadzane na poziomie ratownictwa taktycznego. Generalnie moim zadaniem jest wspieranie całego Departamentu i jego dyrektora swoją wiedzą i doświadczeniem.
Wojna w Ukrainie pokazała, iż w medycynie taktycznej jest sporo do zrobienia. Co należy poprawić w pierwszej kolejności?
Medycyna taktyczna stoi przed nowymi wyzwaniami, podobnie jak całe NATO. Mimo zmian w uzbrojeniu, przyczyny zgonów na polu walki pozostają takie same, a ratowanie życia zawsze zależy od tego, jak gwałtownie udzielimy profesjonalnej pomocy. Dla rannego żołnierza kluczowa jest tzw. złota godzina, czyli zapewnienie mu jak najszybciej odpowiedniej pomocy medycznej od chwili wystąpienia obrażeń do uzyskania wielospecjalistycznej opieki medycznej. Do niedawna siły zbrojne kładły największy nacisk na szybką ewakuację rannego, ale jak pokazują doświadczenia z wojny w Ukrainie, nie zawsze jest ona możliwa. To oznacza konieczność zapewnienia pacjentowi opieki medycznej przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii i środków medycznych w trakcie wydłużonej ewakuacji lub gdy jej zabraknie.
Jednak podstawą działania tzw. łańcucha przeżycia (szereg czynności wykonywanych w sytuacji zagrożenia życia poszkodowanego – przyp. red.) są przede wszystkim powszechne szkolenia dla żołnierzy z zakresu medycznej samopomocy i pomocy koleżeńskiej. Chodzi przede wszystkim o to, by każdy potrafił posługiwać się indywidualnym pakietem medycznym i potrafił udzielić pierwszej pomocy sobie lub rannemu towarzyszowi. Możemy mieć wspaniałych lekarzy i specjalistów w szpitalu polowym, ale o ile to żołnierze nie będą umieli udzielić rannemu koledze pierwszej pomocy na polu walki, istnieje poważne ryzyko, iż nie przeżyje on do ewakuacji. Dlatego tak ważne w wojsku jest powszechne szkolenie z zakresu udzielania pierwszej pomocy i posługiwania się indywidualnym pakietem medycznym.
A co z personelem medycznym, czy tu również potrzeba zmian?
Lekarzy, pielęgniarek czy ratowników medycznych zawsze jest i będzie za mało w stosunku do potrzeb. Konflikty pełnoskalowe, wielodomenowe pokazują, iż musimy wyszkolić tzw. ratowników taktycznych. W Wojskowym Centrum Kształcenia Medycznego i Departamencie Wojskowej Służby Zdrowia pracujemy wspólnie nad projektem ustanowienia nowej specjalności wojskowej: ratownika taktycznego. Jego zadaniem ma być udzielanie pierwszej pomocy medycznej jeszcze na polu walki, podawanie niektórych leków i sprawowanie przedłużonej opieki nad rannym do momentu, aż ewakuacja będzie możliwa. Można powiedzieć, iż kupowałby on czas dla personelu medycznego.
Podchorążowie na ćwiczeniach "Military Doctor" w Ośrodku Ćwiczeń w Jeżewie, 2023 r.
Byliśmy już w największym centrum szkolenia medycznego US Army w San Antonio i nawiązaliśmy współpracę z amerykańskimi specjalistami. Chcemy jak najszybciej rozpocząć szkolenie ratowników taktycznych w polskich siłach zbrojnych. o ile ratownik medyczny będzie mieć dwóch, trzech takich „combat medyków”, to jest w stanie stworzyć dobry team, a dzięki temu zwiększyć szanse na przeżycie rannych żołnierzy.
Wspomniała Pani o nowoczesnych technologiach. Jaka jest ich rola w medycynie taktycznej?
Rozwiązania oparte na nowoczesnych technologiach, takich jak telemedycyna, sztuczna inteligencja czy drony, są niezwykle ważne jako wsparcie dla człowieka, a nie jego zastępstwo. W medycynie ostateczną decyzję i odpowiedzialność za ratowanie życia zawsze będzie ponosił człowiek.
Jestem zwolenniczką wykorzystania dronów do wsparcia logistycznego, np. dostarczania materiałów medycznych i leków, zwłaszcza gdy ewakuacja jest niemożliwa. Należy jednak pamiętać o kwestii nadzoru nad pacjentem, którego ewakuuje dron. Trzeba korzystać z dobrodziejstw nowoczesnych technologii, ale wciąż mogą one stanowić jedynie dodatek do wiedzy i kwalifikacji żołnierzy, ratowników pola walki i ratowników taktycznych.
Jakie są zatem największe wyzwania w szkoleniu personelu medycznego w ratownictwie taktycznym?
Dotychczas medycyna taktyczna opierała się na wytycznych TCCC (Tactical Combat Casualty Care), które są podstawą łańcucha przeżycia. Jednak wyzwaniem jest teraz wyszkolenie personelu medycznego i niemedyków w zaawansowanych działaniach ratujących życie w przypadku braku ewakuacji, czyli tzw. PCC (Prolonged Casualty Care).
Ratownicy medyczni uczą się stabilizować stan pacjenta i transportować go zanim dotrze do szpitala. W warunkach wojennych muszą być jednak przygotowani na dłuższą opiekę nad nim, a to wymaga umiejętności z zakresu pielęgniarstwa, czyli dotyczących żywienia, profilaktyki przeciwodleżynowej czy higieny, a choćby procedur w zakresie chirurgii, w tym przypadku chodzi o szycie ran, drenaż opłucnej czy zabiegi fasciotomii. Te procedury nie są częścią ich codziennych zadań ani edukacji.
Wyzwania obejmują nie tylko samo szkolenie, ale także ramy prawne regulujące te kwestie dotyczące nowych zawodów, głównie związane z podawaniem krwi w warunkach przedszpitalnych. Dlatego program szkolenia powinien być oparty na tym, co ratownik musi umieć, a następnie trzeba mu zapewnić odpowiednie regulacje prawne i wyposażenie, aby mógł przełożyć swoją wiedzę na realne działania. Jesteśmy u progu przełomu w organizacji medycyny taktycznej, ale to wymaga czasu i przekonania środowisk.
Podchorążowie na ćwiczeniach "Military Doctor" w Ośrodku Ćwiczeń w Jeżewie, 2023 r.
Chciałabym podkreślić, iż ważne jest, aby dowódcy jednostek rozumieli, iż medycyna nie jest czymś odrębnym, co nagle się pojawi, gdy wystąpi incydent medyczny. W ferworze zakupów uzbrojenia nie mogą zapominać, iż ich plany nikną w momencie pojawienia się pierwszego rannego. Jak pokazują doświadczenia ukraińskie, morale żołnierzy jest silnie zależne od zabezpieczenia medycznego. jeżeli nie ma pewności, iż ktoś ich uratuje, spada chęć do walki. Dlatego cieszę się, iż tylu dowódców było na tegorocznych ćwiczeniach z medycyny pola walki „Military Doctor”.
A kooperacja między służbami wojskowymi i cywilnymi w ratownictwie taktycznym? Jak ją sprawnie skoordynować?
Kluczem jest kooperacja międzyresortowa. Dyrektor Departamentu Wojskowej Służby Zdrowia jest łącznikiem i wiem, iż takie rozmowy trwają, również u nas w WCKMed. Zapraszano na nie przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia, co ma pomóc w stworzeniu system naczyń połączonych między wojskową i cywilną służbą zdrowia. Niezbędne są też wspólne szkolenia. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego powinno być włączone w przygotowywanie zmian programowych dla personelu medycznego, aby przyszli medycy już na studiach uczyli się podstaw medycyny taktycznej.
A jaką radę dałaby Pani młodym specjalistom rozpoczynającym karierę w ratownictwie taktycznym?
Aby nieustannie doskonalili swoje umiejętności, wciąż dążyli do zdobywania nowej wiedzy i doświadczeń. Sama wiem, jak to ważne, dlatego mimo nowej funkcji przez cały czas pracuję w zespołach ratownictwa medycznego. Uważam, iż praktyka jest podstawą do wydawania opinii i wspierania struktur wojskowych.
ppłk Anita Podlasin – zastępca komendanta Wojskowego Centrum Kształcenia Medycznego – od lat zajmuje się medycyną pola walki. Zdobywała doświadczenie w zespołach ratownictwa medycznego podczas dyżurów na SOR-ach i w czasie misji jako medyk w Afganistanie. Prowadziła także szkolenia w natowskim centrum w Mons. W tym roku została konsultantką Wojskowej Służby Zdrowia do spraw ratownictwa taktycznego.