Nowy rozdział wojny w Ukrainie. "Staje się również wojną Trumpa"

wiadomosci.gazeta.pl 6 dni temu
USA uderzają w machinę wojenną Kremla, nakładając sankcje na rosyjskich gigantów naftowych - Rosnieft i Łukoil. To pierwszy tak zdecydowany krok administracji Donalda Trumpa w drugiej kadencji, który może kosztować Moskwę miliardy dolarów i poważnie osłabić jej możliwości finansowania wojny. Eksperci ostrzegają jednak, iż skuteczność tych sankcji zależy od konsekwencji Białego Domu i tego, czy świat rzeczywiście przestanie kupować rosyjską ropę.
Stany Zjednoczone uderzyły w samo serce rosyjskiej gospodarki. 23 października Departament Skarbu USA ogłosił sankcje wobec koncernów Rosnieft i Łukoil oraz ponad trzydziestu ich spółek. To pierwszy przypadek w drugiej kadencji Donalda Trumpa, gdy Waszyngton decyduje się na tak poważne finansowe uderzenie w Moskwę. Celem jest ograniczenie zysków z eksportu ropy, które napędzają machinę wojenną Kremla - zarówno legalnymi kanałami, jak i poprzez tzw. flotę cieni, czyli sieć tankowców omijających zachodnie limity cenowe. W ciągu kilkunastu godzin po ogłoszeniu decyzji kurs akcji Łukoilu spadł o 4 proc., a Rosniefti - o 3 proc.


REKLAMA


Do amerykańskiej ofensywy gospodarczej dołączyła także Unia Europejska, przyjmując 19. pakiet sankcji wobec Rosji. Obejmuje on ograniczenia w imporcie gazu i sankcje wobec 117 jednostek należących do rosyjskiej floty transportowej, które uczestniczą w nielegalnym handlu surowcami. Kreml zareagował w typowy sposób - groźbami. Wiceszef rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew nazwał działania USA "aktem wojny" i zapowiedział nasilenie ataków na Ukrainę. Stawką jest nie tylko rynek energii, ale i zdolność Putina do finansowania długotrwałej wojny.


Zobacz wideo Ukraińcy nie dostali Tomahawków, to zrobili Flamingi


Sankcje USA uderzają w Rosję. Co może stracić Kreml?
Nowe sankcje USA nie odetną rosyjskiego eksportu ropy z dnia na dzień, ale mogą znacząco osłabić finansowy krwiobieg Kremla. Choć same ograniczenia wobec Rosniefti i Łukoilu nie zatrzymają napływu petrodolarów, ich efekt będzie realny, jeżeli dołączy do nich ograniczenie eksportu rosyjskiej ropy do Chin, Indii i Turcji. Według doniesień z Delhi, Indie - pod presją taryf i sankcji wtórnych ze strony Waszyngtonu - rozważają rezygnację z zakupu tanich rosyjskich węglowodorów. Trump planuje również spotkanie z Xi Jinpingiem, by przekonać Chiny, iż nadszedł czas, by pomóc w zatrzymaniu wojny w Ukrainie.
W połączeniu z sankcjami wymierzonymi w tzw. rosyjską flotę cieni - sieć tankowców transportujących ropę poza kontrolą Zachodu - ten pakiet może poważnie ograniczyć zdolność Moskwy do finansowania wojny. Dochody z sektora naftowo-gazowego odpowiadają za co najmniej jedną czwartą rosyjskiego budżetu federalnego na 2024 rok.
Jeszcze za wcześnie, by dokładnie oszacować straty, ale jak wskazują ukraińscy analitycy, mogą one być dotkliwe. Wówczas Kreml stanie przed dylematem - zamiast zwiększać produkcję wojskową, będzie musiał myśleć o przetrwaniu gospodarki.


Według danych przedstawionych przez pełnomocnika prezydenta Ukrainy ds. polityki sankcyjnej, Władysława Własiuka, amerykańskie i europejskie ograniczenia wobec Rosniefti i Łukoilu mogą kosztować Rosję miliardy dolarów utraconych przychodów - to choćby połowa wszystkich dochodów z ropy.
- Łącznie Rosja straciła nie mniej niż 180 miliardów dolarów w wyniku sankcji. Szacujemy, iż miesięcznie traci około 2,5 miliarda petrodolarów - powiedział Własiuk. Dodał, iż tylko rosyjska flota cieni przyniosła Moskwie ogromne straty. - Żeby zbudować flotę 600-800 tankowców, musieli wydać około 14 miliardów dolarów. Dziś większość z tych statków jest objęta sankcjami i nie może przewozić ropy - powiedział.
Własiuk zwrócił też uwagę, iż Unia Europejska na razie objęła sankcjami tylko Rosnieft. - Łukoil będziemy dobijać - niestety część państw członkowskich wciąż jest od niego uzależniona - dodał.
Eksperci z Ukrainy: Trump nie postrzega Putina jako wroga, raczej jako problem wizerunkowy
Ukraińscy analitycy zwracają uwagę, iż nowe sankcje USA wobec Rosji to nie tylko ekonomiczny cios, ale również polityczny test dla Donalda Trumpa. Oleksandr Krajew, amerykanista z kijowskiego think tanku, w analizie dla portalu Liga.net podkreśla, iż kluczowym zadaniem Ukrainy i jej sojuszników jest kształtowanie postawy amerykańskiego prezydenta tak, by wzmacniać w nim poczucie przywództwa. - Trump traktuje sankcje jako wyjątkowe, najlepsze narzędzie, które podkreśla jego własne przywództwo, a nie tylko interesy USA - pisze Krajew. Według niego sankcje mają długotrwały charakter i zależą od woli Trumpa, co czyni je nieprzewidywalnymi dla sojuszników, w tym dla Ukrainy. Ekspert dodaje, iż Trump nie postrzega Putina jako wroga, ale raczej jako problem wizerunkowy, który może zagrażać jego politycznym ambicjom. - Ważne jest, by Stany Zjednoczone zaczęły myśleć szerzej - o sankcjach wtórnych wobec Chin i innych partnerów Rosji - bo obecne kroki Trumpa nie w pełni odpowiadają interesom Ukrainy - zaznacza.


Z kolei publicysta Anton Szweć w swoim wpisie na Facebooku zauważa, iż skuteczność nowych sankcji nie zależy tyle od ich zakresu, co od tego, jak konsekwentnie Biały Dom będzie je egzekwował. "To sygnał - podobny do rozmów o Tomahawkach. Mogą potrwać kilka tygodni, a potem tankowce rosyjskiej floty cieni znowu wypłyną na morze" - pisze Szweć.


Przypomina, iż sam Trump przyznał, iż ma nadzieję, iż sankcje nie będą musiały obowiązywać długo. "Przyjaciel Władimir znowu zadzwoni do przyjaciela Donalda, coś mu obieca - i koło się zamknie" - ironizuje publicysta. Jego zdaniem możliwy jest powrót do scenariusza, w którym restrykcje służą raczej jako narzędzie nacisku w politycznych negocjacjach niż jako trwała strategia ograniczania rosyjskich dochodów.
Politolog Ołeh Saakian w rozmowie z ukraińską stacją "Kanał 24" ocenia, iż decyzja Trumpa o odwołaniu spotkania z Putinem nie była zaskoczeniem i może działać na korzyść Ukrainy. - Spotkanie w Budapeszcie od początku miało niewielkie szanse na realizację. Putin mógłby się tam znaleźć w pułapce - zarówno politycznej, jak i symbolicznej - zauważa Saakian. Dodaje, iż Trump po nieudanym szczycie na Alasce nie mógł pozwolić sobie na kolejną rozmowę bez rezultatów. - Alaska już kosztowała go wizerunkowo zbyt wiele. Teraz musiał pokazać, iż ma konkretne narzędzia nacisku i właśnie dlatego ogłosił sankcje - mówi ekspert.
Według Saakiana decyzja o sankcjach to nie tylko reakcja na agresję Rosji, ale także moment, w którym Trump wreszcie przyjął rolę nie tylko pośrednika. - Wprowadzenie sankcji pokazało, iż wojna w Ukrainie staje się również wojną Trumpa. Przez dziewięć miesięcy mówił, iż nikomu nie pomaga - teraz usiadł przy stole razem z Ukrainą i Europą. To nowy rozdział w tej wojnie - podkreśla politolog.
Idź do oryginalnego materiału