Pomimo pojawiających się w mediach spekulacji o rezygnacji z zakupu amerykańskich samolotów F-35 przez niektóre z państw dotąd żaden z klientów nie anulował zawartych na nie kontraktów. Co więcej, niektórzy z europejskich członków NATO zapowiedzieli zwiększenie zamówień na te jedyne dostępne na Zachodzie maszyny piątej generacji o zdolnościach bojowych, jakimi nie dysponują inne typy odrzutowców. Jednocześnie jest wielu chętnych na F-35 poza Europą, ale nie wszyscy z nich mają szanse na to, iż Stany Zjednoczone zgodzą się na ich sprzedaż, z przyczyn zarówno militarnych, jak i politycznych.
Wątpliwości co do spadku szans na eksport F-35 w przyszłości nasiliły się na początku tego roku, po objęciu urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych przez Donalda Trumpa, i były pokłosiem napięć politycznych, jakie pojawiły się w stosunkach supermocarstwa z częścią starych, bliskich sojuszników. Wśród powodów pogorszenia wzajemnych relacji były m.in. zasugerowane przez niego roszczenia do pewnych terytoriów, w tym duńskiej Grenlandii. W tym kontekście pojawiły się kontrowersje wokół F-35 związane ze spekulacjami na temat tzw. kill switch, czyli technologii, która rzekomo dawałaby Amerykanom pełną kontrolę nad wyprodukowanym przez nich systemem uzbrojenia. Tym samym nie można byłoby go użyć przeciwko USA.
Pomimo tych podejrzeń na początku lipca minister obrony Danii Troels Lund Poulsen wyraził zainteresowanie nabyciem większej liczby myśliwców F-35A. Duńczycy, którzy otrzymali ponad połowę z 27 zamówionych samolotów, zamierzają dokupić ich jeszcze przynajmniej dziesięć. Na taki sam ruch zdecydowała się też Belgia, która zakontraktowała 34 amerykańskie myśliwce. W lipcu belgijskie władze potwierdziły, iż złożone zostanie kolejne zamówienie, tym razem na 11 F-35A.
Ta zapowiedź sprowokowała krytykę ze strony Érica Trappiera, szefa francuskiego koncernu Dassault Aviation produkującego myśliwce Rafale. Według niego podejście Belgów jest niezrozumiałe, bo z jednej strony kupują F-35, a z drugiej wyrażają zainteresowanie francusko-niemiecko-hiszpańskim projektem FCAS (Future Combat Air System), zakładającym powstanie europejskiego myśliwca przyszłości. Belgia chce zmienić w nim obecny status obserwatora na partnera, co wymagałoby wyłożenia kilkuset milionów euro, ale mogłoby zapewnić jej profity gospodarcze. Tymczasem Trappier ostrzegł przed krajami ubiegającymi się o korzyści z udziału w programie, które nie zamierzają później kupować sprzętu wyprodukowanego w Europie. Na jego krytykę zareagował minister obrony Theo Francken, który stwierdził, iż Belgowie nie muszą „przyjmować pouczeń od aroganckich przemysłowców”.
F-35A zakupili też dwaj sąsiedzi Belgii – Holandia i Niemcy. Holendrzy, którzy otrzymali już większość z 52 zakontraktowanych myśliwców, we wrześniu 2024 roku postanowili dokupić ich jeszcze sześć. Ze względu na potrzeby udziału w odstraszaniu nuklearnym NATO Niemcy zamówili 35 F-35A. W ostatnich tygodniach w mediach pojawiły się informacje o planowanym ponoć rozszerzeniu zamówienia o kolejne 15 samolotów, ale nie zostały one oficjalnie potwierdzone.
Innym państwem europejskim, które zamierza rozbudować w przyszłości swoją flotę F-35, jest Rumunia. Ze względu na wysokie koszty Rumuni zamówili na razie 32 samoloty, ale docelowo chcą ich mieć 48. Niewykluczone, iż liczbę F-35A zwiększy Polska, która w 2020 roku też zakontraktowała ich 32. W naszym przypadku mogłoby dojść choćby do podwojenia zamówienia. Podobnie może też być w Grecji, która dotychczas kupiła 20 F-35A, ale chce mieć ich przynajmniej 40.
Kolejne zamówienia na F-35 składają też Wielka Brytania i Włochy, najwięksi ich europejscy nabywcy. Brytyjczycy, którzy odbierają w tym roku ostatnie z 48 maszyn F-35B z pierwszego kontraktu, w ramach drugiego chcą nabyć 27 F-35B i F-35A. Zakup 12 F-35A to krok do odzyskania przez brytyjskie lotnictwo umiejętności przenoszenia broni nuklearnej. Samoloty te pozwolą też obniżyć koszty szkolenia pilotów, którzy docelowo mają zasiąść za sterami F-35B. Drugi kontrakt nie będzie ostatnim, bo Wielka Brytania planuje zamówienie aż 138 F-35.
Za to już potwierdzone zostało włoskie zamówienie na kolejne 15 F-35A i 10 F-35B. Tym samym Włosi zakontraktowali aż 115 myśliwców piątej generacji, które powstają w ich kraju. Na chwilę obecną planów złożenia nowego zamówienia na F-35 nie ma Norwegia, która otrzymała zakontraktowane 52 F-35A, a także Finlandia, która postanowiła ich nabyć 64. Czechy zaś, które zamówiły 24 F-35A, zachowają też jeszcze przez pewien czas posiadane Gripeny.
Jak już wspomniałem, w Europie nie ma żadnego odwrotu od samolotów z USA. W tym momencie jedynym krajem, w którym pojawiły się poważne wątpliwości co do kontynuacji programu F-35, jest Szwajcaria. Przy czym problemem nie są ani polityka USA czy tym bardziej parametry techniczne samolotu, ale rosnące koszty pozyskania. Szwajcarski rząd zasugerował, iż został wprowadzony w błąd przez Amerykanów, gdyż w podpisanej w 2022 roku umowie na zakup 36 F-35A kwota 6 mld franków szwajcarskich rzekomo stanowiłaby „stałą cenę”. Tyle pieniędzy Szwajcarzy zgodzili się przeznaczyć na zakup nowych myśliwców w referendum, które odbyło się w 2020 roku, ponieważ tamtejszy system polityczny wymaga takiej formy akceptacji dla tak wielkich wydatków państwa.
Tymczasem 25 czerwca minister obrony Martin Pfister przyznał, iż zakup F-35 będzie droższy. Szacunki wzrostu kosztów wahają się od 650 mln do 1,3 mld franków szwajcarskich. Z tego powodu niektóre środowiska polityczne zasugerowały konieczność przeprowadzenia nowego referendum. Jednak nie wiadomo, czy szwajcarski rząd zaryzykuje konfrontację z administracją prezydenta Trumpa, która za anulowanie kontraktu na F-35 może zastosować różne retorsje ekonomiczne.
Niewykluczone za to, iż grono europejskich użytkowników F-35 poszerzy się o kolejne trzy państwa. Jednym z nich jest Portugalia. Przed kilkoma miesiącami pojawiła się informacja, iż kraj ten zrezygnował z F-35, co, mówiąc delikatnie, było dużym nieporozumieniem. Dlaczego? Portugalia nie mogła zrezygnować z tych samolotów, bo ich jeszcze nie wybrała. Mimo iż szef sztabu sił powietrznych gen. João Cartaxo Alves uważa F-35A za najlepszego następcę użytkowanych w tej chwili F-16AM/BM, to nie zapadły żadne decyzje. Do tego na początku tego roku, gdy miały miejsce duże napięcia w stosunkach amerykańsko-europejskich, wątpliwości wobec takiego wyboru wyraził minister obrony Nuno Melo. Jednak gdy nastroje się uspokoiły, sprawa F-35 dla Portugalii powróciła. W czerwcu producent tych samolotów Lockheed Martin podpisał porozumienie z grupą przemysłową AED Cluster Portugal w celu zbadania możliwości udziału kraju w programie F-35, gdyby Lizbona jednak go wybrała. Przy czym wymiana „szesnastek” planowana jest po 2030 roku.
Kolejnym państwem, które bierze pod uwagę nabycie F-35A, jest Austria, która poszukuje następcy w tej chwili używanych w jej lotnictwie 15 Eurofighterów. Ostateczna decyzja zapadnie prawdopodobnie jak w Portugalii około 2030 roku.
Potencjalnym klientem jest również Hiszpania. Przed kilku laty pojawiły się doniesienia, iż chciałaby nabyć po 25 F-35A i F-35B. Jednak taka transakcja mogłaby sprowokować wewnętrzny konflikt polityczny, gdyż kraj ten uczestniczy w programie Eurofightera i te myśliwce są tam produkowane. Tym samym każde nowe zamówienie na te samoloty oznacza utrzymanie miejsc pracy. Co więcej, Hiszpania jest też uczestnikiem programu FCAS, więc wybór amerykańskich maszyn mógłby wywołać niezadowolenie we Francji. Jednak Madryt może nie mieć wyjścia, jeżeli po wycofaniu ze służby około 2030 roku leciwych AV-8B przez cały czas będzie chciał posiadać odrzutowce pokładowe. Jedynym dostępnym ich następcą jest i będzie za pięć lat F-35B, gdyż wersja morska FCAS – jeżeli ten program przetrwa, co nie jest pewne w obliczu sporów o podział korzyści przemysłowych między partnerami – będzie dostępna dopiero około 2040 roku.
Z kolei w Kanadzie, która docelowo chciała nabyć 88 myśliwców F-35A, przyszłość programu jest niejasna z powodów politycznych i finansowych. W styczniu 2023 roku jej rząd ogłosił, iż przeznaczy 19 mld dolarów kanadyjskich na ten zakup, ale w trakcie procesu przetargowego koszty wzrosły do 27,7 mld. Jednak dotąd Kanada zobowiązała się finansowo jedynie do zakupu 16 samolotów.
Do tego po objęciu prezydentury przez Donalda Trumpa gwałtownie pogorszyły się stosunki kanadyjsko-amerykańskie. W swoich wypowiedziach polityk podważał bowiem suwerenność Kanady, twierdząc, iż powinna zostać 51. stanem USA. Pojawiła się też z jego strony presja ekonomiczna – wysokie cła na kanadyjskie towary. W obliczu tych nieprzyjaznych działań premier Kanady Mark Carney nakazał w połowie marca przegląd zakupu F-35, którego wyniki mają być znane we wrześniu.
Pomimo powstałej niepewności kanadyjski resort obrony przygotowuje infrastrukturę lotniskową dla F-35. W lipcu pojawiła się informacja, iż zamierza on przeznaczyć początkowo 500 mln dolarów kanadyjskich na nowe hangary na dwóch lotniskach, w Cold Lake w prowincji Alberta i w Bagotville w prowincji Quebec. To może sugerować, iż jednak Ottawa zakupi amerykańskie myśliwce, ale być może nie aż 88. Niewykluczone, iż Kanadyjczycy zdecydują się na zamówienie w Europie drugiego typu samolotu bojowego. To możliwe, bo premier Carney powiedział na czerwcowym szczycie NATO w Holandii, iż rozmawiał z europejskimi partnerami na temat zakupu myśliwców, najprawdopodobniej Gripenów i Eurofighterów.
Niezwykle interesujący jest przypadek Turcji. Kraj ten przez lata uczestniczył w programie F-35 i zamierzał nabyć 100 tych myśliwców, ale w 2019 roku podczas pierwszej prezydentury Donalda Trumpa został z niego usunięty. Powodem był zakup przez Turcję w Rosji systemu obrony powietrznej S-400. Amerykanie obawiali się, iż za jego pośrednictwem Kreml może uzyskać informację o działaniu i możliwościach F-35.
Choć Ankara pracuje nad własnym myśliwcem KAAN, to równocześnie prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan stara się przekonać Donalda Trumpa, by zgodził się na powrót jego kraju do programu F-35. – Omówiliśmy tę kwestię na spotkaniu z panem Trumpem, rozpoczęły się rozmowy na poziomie technicznym. jeżeli Bóg pozwoli, poczynimy postępy – powiedział 26 czerwca, wracając ze szczytu NATO w Hadze.
Przeszkodą stojącą na tej drodze jest zapis w ustawie o autoryzacji wydatków na obronę narodową na rok fiskalny 2020, który zabrania przekazywania F-35 Turcji, chyba iż sekretarze obrony i stanu pisemnie poświadczą przed kluczowymi komisjami kongresowymi, iż Ankara „nie posiada już” S-400, a także zobowiązała się do nieprzyjęcia dostaw tego systemu w przyszłości oraz nie nabyła od Rosji innego sprzętu wojskowego, który mógłby stanowić zagrożenie dla amerykańskiego myśliwca. Co więcej, w grudniu 2020 roku Turcję objęto ustawą CAATSA z 2017 roku, która nałożyła surowe sankcje na przeciwników USA, takich jak Iran, Rosja i Korea Północna, oraz państw z nimi współpracujących, a to oznacza „zakaz udzielania wszelkich amerykańskich licencji i zezwoleń eksportowych” dla sektora zbrojeniowego.
Innym problemem, który może utrudnić powrót Turcji do programu F-35, jest kwestia jej polityki zagranicznej, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Za prezydentury Erdoğana bowiem doszło do pogorszenia stosunków turecko-izraelskich. Turcja wsparła m.in. palestyński Hamas, a teraz nowym polem konfliktu z Izraelem stała się Syria, gdzie oba kraje starają się wzmocnić swoje wpływy. Jest więc wielce prawdopodobne, iż Izraelczycy będą zabiegać, aby Amerykanie nie udostępnili Turkom F-35, motywując to obawami o własne bezpieczeństwo i z pewnością wykorzystają przychylnych im polityków w Kongresie USA.
Pomimo opinii, iż przyszłość należeć będzie do dronów, napięć politycznych, wysokich cen zakupu i kosztów operacyjnych, sprzedaż F-35 ma się dobrze. Dotąd zamówiło je już 19 państw. Wszystkie siły powietrzne, którym pozwolono bezpośrednio porównać F-35 z jego europejskimi czy amerykańskimi konkurentami, ostatecznie wybrały ten myśliwiec. Uwzględniając już złożone zamówienia oraz deklaracje o ich rozszerzeniu, siły powietrzne samych tylko europejskich państw będą miały za dziesięć lat około 600 F-35.
Jeśli jest jakiś problem ze sprzedażą produktu Lockheed Martin, to wynika z tego, iż mniej państw na świecie, niż chciałoby, ma możliwość kupić F-35. Stany Zjednoczone nie sprzedają ich bowiem każdemu, kto chce. Potencjalny nabywca musi spełnić wiele kluczowych wymagań, jak m.in. brak jakiegokolwiek chińskiego czy rosyjskiego sprzętu, który zdaniem Amerykanów mógłby zagrozić bezpieczeństwu tajnych danych o myśliwcu piątej generacji. Niebezpieczne jest nie tylko uzbrojenie, ale także chociażby cywilna sieć 5G. Z konieczności ochrony przewagi jakościowej Izraela i obawy przed wyciekiem tajnych informacji Amerykanie odmówili sprzedaży F-35 do Arabii Saudyjskiej, Egiptu i Kataru. W przypadku Tajlandii, Tajwanu, Turcji i Zjednoczonych Emiratów Arabskich była obawa przed szpiegostwem i wyciekami wrażliwych danych do Chin bądź Rosji.
Ta lista pokazuje, iż do uzyskania zgody na zakup F-35 nie wystarczą bardzo dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, ale konieczne jest postrzeganie danego państwa jako zaufanego sojusznika. Stąd w tej chwili największe szanse mają na to członkowie NATO, z których 13 już zamówiło amerykańskie myśliwce piątej generacji. Drugą grupę stanowią kraje uznane za głównych sojuszników USA spoza NATO. Dotąd udostępniono F-35 tylko sześciu krajom mającym takie uprzywilejowane relacje z Waszyngtonem – Australii, Izraelowi, Japonii, Korei Południowej, Singapurowi i Szwajcarii.
Lista państw, którym mogłyby być sprzedane te zaawansowane samoloty, nie jest zbyt długa. Jest na niej grupa członków NATO, którzy z różnych powodów nie wyrazili dotąd zainteresowania pozyskaniem F-35. Gdy chodzi o kraje Afryki, Ameryki Łacińskiej czy Azji i Oceanii, choćby przy uzyskaniu akceptacji politycznej trudną do pokonania barierą są wspomniane wysokie koszty zakupu i użytkowania odrzutowców.