Jak syn Mocnego pokonał Bonżura

resetobywatelski.pl 4 godzin temu

Po śmierci Jana III absolutnie demokratycznie (w obrębie oczywiście ówczesnych norm) wybrano na jego następcę Franciszka Ludwika de Bourbon -Conti, który spełniał warunki katolicyzmu (a był to warunek podstawowy zdaniem polskiej szlachty po zadekretowaniu protestanckiej winy za potop szwedzki) oraz odpowiednio głębokiej sakiewki stojącego za nim Ludwika XIV przekonującej stronników w „kampanii wyborczej”

Conti nie spełniał jednak trzeciego warunku, czyli nie miał na terenie Rzeczpospolitej czy bezpośrednio u jej granic odpowiedniej siły zbrojnej – a ten warunek spełniał Fryderyk August Wettyn (który warunek katolicyzmu spelnił kilka tygodni wcześniej, zmieniając wyznanie) , który na czele własnej niewielkiej ale sprawnej armii pomaszerowal na Kraków, a wojska wspierającego go cara Piotra ustawiły się na granicy litewskiej sygnalizując gotowość wkroczenia gdyby Polakom za bardzo jednak podobał się Francuz. Podobno wtedy właśnie cała polityczna Polska zadawała sobie najważniejsze przez wieki pytanie – wejdą? Nie wejdą?

Kiedy Conti dopłynął do Polski mógł już jedynie zawrócić, było po sprawie.

Rzeczpospolita przełomu XVII i XVIII była już tylko cieniem państwa stworzonego przez Unią Lubelską, które upadło ostatecznie w wyniku najazdu szwedzkiego 1655 roku, Wymiar zniszczeń i upadku gospodarczego Potopu daje się porównać jedynie z II wojną światową w naszej części Europy.

August zwany w historiografii zwany Mocnym – nie ze względu na sukcesy polityczna (bo za bardzo ich nie miał, mimo iż się starał i lubił głośno krzyczeć jakim poważnym jest zawodnikiem i jakie ma najlepsze kontakty z mocarstwami), ale ze względu ponoć nadzwyczajną siłę fizyczną (podkowy łamał, w ustawkach bił mocno, w tym drugim przypadku być może to legenda, bo filmiki są niewyraźne).

Jego panowanie to stała obecność obcych wojsk, które czuły się tu jak u siebie rozgrywały własne wojny w których Polska robiła za scenografię, nie biorąc w nich bezpośredniego udziału. Wyborcom jednak to odpowiadało, w powszechnej opinii władza była fajna, bo wprawdzie zdemontowała ostatecznie państwo i jego autorytet, doprowadziła korupcję i nepotyzm do gigantycznych rozmiarów, ale żyło się dobrze, ci co trzeba podatków nie płacili, a Sasi jeżeli kradli – to się dzielili.

Wprawdzie od czasu do czasu podnosiły się jakieś opozycyjne głosy iż to może nie najlepiej, iż wojsko rosyjskie wspiera saskich stróżów spokoju, ale suweren nie dawał się przekonać, iż to coś takiego strasznego.

Czasem jednak zwolennicy odbudowy państwa mieli swoje chwile – tak było w 1704, kiedy Rosjanie i Sasi byli ośmieszani na kolejnych polach bitew przez szwedzkiego króla Karola XII. Wtedy na scenę wkracza Stanisław Leszczyński i przy wydatnej pomocy wojsk szwedzkich zostaje wybrany na króla, dwa lata później August choćby abdykuje, ale przygoda kończy się wraz z klęską połtawską Karola w 1709 roku.

Ten epizod zapadł jednak w pamięć opozycji. Kiedy pojawiło się kolejne okno politycznej zmiany, po śmierci Augusta II, Leszczyński był lepiej przygotowany do realizacji swoich planów i zdecydowanie wygrał elekcję. Rządzący od wielu lat zwolennicy coraz bardziej rosyjskiego a coraz mniej saskiego porządku zareagowali alternatywną elekcją i wyborem Augusta III.

Wtedy chyba pierwszy raz wybrzmiał otwarcie i został nazwany głośno konflikt pomiędzy wschodnią a zachodnią partią w Polsce. Saski kandydat popierany przez Rosję był obrońcą wiary i wolności, a wykształcony Polak, poliglota, Leszczyński zagrożeniem dla polskości. Okazało się, iż rosyjska ingerencja wspiera polską suwerenność, a francuska – jest śmiertelnym dla niej zagrożeniem. Nie wiem, czy Leszczyński był nazywany przez swoich oponentów bonżurem, ale wydaje się to bardzo prawdopodobne, prawie pewne.

Wprawdzie wg zasad ówczesnej demokracji Stanisław Leszczyński miał wielką przewagę, ale na polach bitwy… Rosja wkroczyła w sile 80-90 tys. wyszkolonych żołnierzy, wojska Rzeczpospolitej od czasu Sejmu Niemego 1717 były raczej żartem niż realną siłą, pozbawione finansowania i zdolności rekrutacyjnych. W dodatku Leszczyński próbował zaskarbić sobie ówczesnych konserwatystów – postępowe przemyślenia zawarte w „Głosie wolnym wolność ubezpieczającym” były znane jedynie najbliższym, (szersze grono poznało jego treść dopiero w 1748) nie zamierzał burzyć i zmieniać zastanych struktur, pozostawił dowodzenie Józefowi Potockiemu, który robił co mógł, żeby nie przeszkadzać Rosjanom, na koniec podzielił i rozproszył oddziały tak, żeby nie mogły stanowić realnego zagrożenia. Nadzieję dawała formalna wojna, jaka wybuchła pomiędzy Rosją a Francją – jednak na obszarze Rzeczpospolitej, przy bierności wojsk koronnych opór jaki stawiały organizujące się siły pospolitego ruszenia wobec zdyscyplinowanej i dziś powiedzielibyśmy zawodowych korpusów rosyjskich był skazany na porażkę.

Bezpośrednie wsparcie francuskie dotarło późno i było niewielkie – 2,5 tysięczne siły pod wodzą Luisa de Plelo były symboliczne, a sam dowódca zginął broniąc Westerplatte na długo przed równie nieskuteczną obroną pod wodzą mjr Sucharskiego. Podobno wtedy też po raz pierwszy we Francji ustalono, iż nie warto umierać za Gdańsk…

Wraz z utratą Gdańska sprawa Leszczyńskiego i innego niż rosyjski porządek w Polsce zamarła na lata. August III spełniał oczekiwania sponsorów i mógł panować spokojnie do własnej śmierci. Rozkład państwa postępował, ale kto by tym się martwił, skoro „za króla Sasa jedz pij i popuszczaj pasa”

Marcin Celiński

Idź do oryginalnego materiału