Jeszcze w lipcu przestrzegałem, iż sytuacja pod Pokrowskiem to katastrofa i zbliża się rychły upadek miasta. Ukraińskie kontruderzenie z końca września i widmo zamknięcia Rosjan pod miastem w kotłach spowodowały, iż wielu ekspertów triumfalnie ogłosiło ukraińskie zwycięstwo w bitwie o miasto. Był to błąd. Na wstępie należy zaznaczyć, iż nie mamy pewności, czy w ogóle wspomniane kotły miały miejsce. Obraz terenu w Donbasie, który mam przed oczami, podpowiada mi, iż zamknięcie okrążenia jest bardzo trudne. W walkach po obu stronach uczestniczyło tak niewielu żołnierzy, a step i zrujnowane wioski oraz miasta utrudniają taką operację, a ułatwiają próby wycofania. Przez medialne kotły rozumiałbym raczej sytuację, w której rosyjskie grupy rozpoznawczo-sabotażowe (DRG) wyforsowały się bez osłony na północ od miasta, a następnie ich ruch został wyizolowany poprzez ataki dronowe. Finalnie lądowe kontruderzenie zaczęło te oddziały niszczyć, brać do niewoli albo spychać. Wpadli w pułapkę, ale nie było to pełne okrążenie. Wyjęcie 3. Brygady Szturmowej „Azow” z Korpusu Biłeckiego z frontu i rzucenie do tej operacji na pewno zwielokrotniło straty w DRG rekrutujących się z 51. Armii Federacji Rosyjskiej, ale pamiętajmy, iż to „separzy”, czyli dawne milicje tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, oddziały spisane przez Moskwę na wytracenie, mięsne szturmy.