
W czasach PRL-u Wzgórze Mickiewicza uchodziło za jedną z najbardziej pożądanych do zamieszkania dzielnic Gdańska, choć głównie wśród osób o zamożności znacznie powyżej średniej krajowej. Decydowało wiele atutów, zwłaszcza jednorodzinna zabudowa, nieco ponad 2-kilometrowa odległość w linii prostej od „Złotej Bramy” otwierającej Trakt Królewski w samym centrum grodu nad Motławą, wreszcie – wyraźne odseparowanie od sąsiednich, gęsto zamieszkanych dzielnic.
Nawet dzisiaj, aby dostać się tutaj np. z Siedlec (od północy) trzeba pokonać schody liczące 120 stopni, natomiast jedynym łącznikiem z Chełmem (od południa) są dwie kładki dla pieszych nad wielopasmową Al. Armii Krajowej. Strony wschodnia i zachodnia też są nieźle „zabezpieczone” – od pierwszej ogródkami działkowymi, od drugiej… Cmentarzem Łostowickim. Cicho tu więc i spokojnie, no może poza przełomem października i listopada, gdy ulice Wojskiego i Gerwazego wypełnione są tysiącami osób podążających na groby swoich bliskich.
Wyjątkowa atrakcyjność lokalizacji Wzgórza Mickiewicza wśród władz miasta sprzed 1989 roku zawiści raczej nie wzbudzała. Może dlatego, iż zamieszkało tutaj wielu ówczesnych prominentów, a i obecność przedstawicieli kadry inżynierskiej największych zakładów pracy, z ówczesną Rafinerią Gdańską na czele oraz wolnych zawodów, w tym architektów i prawników powstrzymywała przed biurokratycznymi zapędami zwolenników proletariackiej równości także w segmencie budownictwa mieszkaniowego.
Po układzie z Magdalenki i powstaniu obecnej III/IV RP ta idylla zaczęła szwankować. Wpływowi mieszkańcy Wzgórza albo tracili swoje funkcje i stanowiska z przyczyn politycznych, albo przechodzili na emeryturę stając się zwykłymi klientami ZUS. A nowa pseudo-elita nie znajdowała w Gdańsku zbyt wiele atrakcyjnych lokalizacji na swoje mieszkania. Ponadto, musiała ostro rywalizować z obywatelami, którzy władzy nie mieli ale pieniądze – dzięki wolnorynkowej przedsiębiorczości – owszem i to znaczne. Nowi funkcjonariusze sprawili sobie wprawdzie ekskluzywne osiedle w Matemblewie lecz, po pierwsze – do Głównego Miasta jest stąd prawie 10 km, po drugie – złośliwi gdańszczanie gwałtownie nazwali prominencką enklawę „Zatoką Świń” i zaczęły się… wyprowadzki.
Przez ostatnie 35 lat mieszkańcy Wzgórza Mickiewicza zbytnich represji ze strony magistratu nie doświadczali ale powiedzieć, iż byli traktowani równoprawnie z innymi dzielnicami, zwłaszcza w powstawaniu i rozbudowie infrastruktury, byłoby wielką przesadą. Aktualnie mieszka tu około 2,5 tys. osób, znacznie więcej niż w stolicach wielu polskich gmin, tymczasem do dzisiaj nie powstał tutaj choćby jeden miejski budynek do wykorzystania choćby na pocztę, aptekę, placówkę bankową czy punkt biblioteczny.
MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI
Ostatnio coś się jednak w tej kwestii zmienia, tyle że… na jeszcze gorsze. Stało się tak za sprawą wielkiej inwestycji rowerowej nazwanej Ekostrada Etap II, skalkulowanej na niebagatelną kwotę 120 mln zł. Jeden z jej fragmentów – wyceniony na około 20 mln zł – obejmuje trasę szybkiego ruchu łączącą centrum miasta z dzielnicami Chełm, Wzgórze Mickiewicza i Ujeścisko, przeznaczoną dla rowerów, hulajnóg oraz tzw. UTO czyli urządzeń transportu osobistego, do których zakwalifikowano m.in. elektryczne deskorolki, monocykle i segwaye. Status jednośladowej „autostrady” ta trasa zachowa z pewnością na odcinku od centrum Gdańska do skrzyżowania Al. Armii Krajowej z Al. Sikorskiego (budowa aktualnie w ostatniej fazie) i dalej – po lekkiej modernizacji – do skrzyżowania z Al. Witosa, a potem z ul. Łostowicką i Al. Havla.
Niestety, chyba zadziałała zasada iście bolszewickiej sprawiedliwości w dostępie do spokojnych dzielnic, gdyż jakaś niewidzialna ręka (prawdopodobie autora koncepcji Ekostrady Etap II) począwszy od skrzyżowania Al. Amii Krajowej z Al. Sikorskiego poprowadziła trasę nie w lewo ale prosto przez Wzgórze Mickiewicza, konkretnie w ul. Gerwazego biegnącą wzdłuż ekranu akustycznego oddzielającego tę ulicę i całą dzielnicę od Al. Armii Krajowej.
ZDECYDOWANY PROTEST MIESZKAŃCÓW
W środę, 30 lipca 2025 umawiam się na spotkanie w siedzibie Rady Dzielnicy Wzgórze Mickiewicza przy ul. Soplicy. Mam okazję osobiście poznać trzy najbardziej aktywne inicjatorki walki o wycofanie się miasta z – ujmijmy to delikatnie – niefortunnej decyzji. Co ważne – oprócz samych mieszkańców reprezentują one stanowisko większości z pozostałych członków Rady, również przeciwnych niechcianej inwestycji. Paniom Aleksandrze Matyjas – przewodniczącej Rady, Beacie Cybal-Mikołajewskiej – wiceprzewodniczącej Zarządu Dzielnicy oraz Iwonie Beszterdzie – członkini Rady towarzyszy kilkuosobowa grupa mieszkanek i mieszkańców, włącznie z właścicielką domu przy ul. Gerwazego, która ma niedługo doświadczyć najazdu rowerów, hulajnóg i UTO w liczbie kalkulowanej przez autorów koncepcji Ekostrady na – bagatela! – 300 tysięcy rocznie.

Wysłuchuję kolejnych argumentów przeciwko poprowadzeniu rowerowej trasy szybkiego ruchu przez Wzgórze Mickiewicza:
– Codziennie korzystają z tej ulicy nie tylko spacerowicze ale także setki dorosłych i dzieci (włącznie z osobami niepełnosprawnymi) udających się przez dwie kładki nad Al. Armii Krajowej na Chełm – do pracy, szkół, sklepów, aptek, przychodni zdrowia, kościoła, restauracji i wszystkich innych miejsc, których Wzgórze jest pozbawione.


– Ograniczona do 5 metrów szerokość ul. Gerwazego praktycznie wyklucza bezpieczne pogodzenie trasy szybkiego ruchu dla rowerów, z ciągiem pieszych oraz jezdnią dla samochodów wjeżdżających bądź wyjeżdżających z siedmiu posesji. Z tych samych powodów trasa musi być poprowadzona podjazdami na przyczółki obydwu kładek oraz zjazdami z tychże. Łatwo wyobrazić sobie np. osobę niepełnosprawną próbującą opuścić schody i wejść na kładkę manewrując wcześniej między rowerami pędzącymi po Ekostradzie. W drugą stronę będzie jeszcze gorzej, gdyż widoczność Ekostrady ograniczona zostanie przez ekran dźwiękochłonny.

– Wymieniona w koncepcji liczba 300 tys. pojazdów pokonujących dzielnicę w ciągu roku, jakkolwiek też przerażająca, jest znacznie zaniżona, bowiem nie uwzględnia przeniesienia dużej części ruchu rowerowego z równolegle biegnących ulic Kartuskiej na Siedlcach i Witosa na Chełmie. Można zatem spodziewać się ruchu w skali roku co najmniej półmilionowego.

– Budowa trasy wzdłuż ul. Gerwazego i dalej do ul. Łostowickiej będzie równoznaczna z bezpowrotnym zniszczeniem wielu drzew, krzewów i skwerów, których zasadzenie i wykonanie sfinansowane zostało zarówno z budżetu miasta jak i z kieszeni samych mieszkańców.
Te i inne argumenty znajdują się także w udostępnionej mi dokumentacji; protokole sesji Rady Dzielnicy z 7 maja 2025, pismach wiceprezes Zarządu Dzielnicy do Prezydent Gdańska z 1 i 17 czerwca 2025 oraz petycji wielu mieszkańców skierowanej pod ten sam adres z 23 czerwca 2025. I co? I nic. Zero oczekiwanej reakcji.
BIUROKRATYCZNA MACHINA JUŻ RUSZYŁA
Sprawdzam problem od drugiej strony. Najpierw rozmowa z Remigiuszem Kitlińskim, niegdyś – konkretnie od 2009 roku – Pełnomocnikiem Prezydenta Miasta ds. Komunikacji Rowerowej, zwanym także Oficerem Rowerowym, w tej chwili oddelegowanym do pełnienia tej samej roli w Zarządzie Transportu Miejskiego.

Mój rozmówca nie widzi żadnego problemu w wytyczeniu rowerowej drogi szybkiego ruchu po wąskiej ulicy z której korzystają setki mieszkańców niewielkiej dzielnicy. Ważne, iż rowerzyści będą mogli dojechać najkrótszą trasą do ul. Łostowickiej. Przypominam zatem Remigiuszowi Kitlińskiemu o trasach alternatywnych; wzdłuż Al. Witosa, gdzie istniejąca droga rowerowa nadaje się na Ekostradę praktycznie od zaraz oraz – znacznie bliższej, gdyż już po drugiej stronie Al. Armii Krajowej – trasie wzdłuż ul. Dragana. Pierwszego wątku Oficer Rowerowy nie podejmuje, o drugim mówi, iż to tylko trasa wytyczona na jezdni linią oddzielającą, co rzeczywiście jest faktem.
Na koniec krótka wymiana zdań:
– W jakiej fazie jest praca nad Ekostradą wytyczoną przez Wzgórze?
– Projektowej.
– A kto jest wykonawcą projektu?
– Przetarg wygrała firma Makadam z Grudziądza.
Sprawdzam stronę internetową zwycięzcy i – mówiąc szczerze – choćby nie chciało mi się rozmawiać z jego reprezentantem w osobie samego właściciela Adama Stachowicza. Dlaczego? Z powodu wpisów.
W dziale „O nas” taki oto wstęp:
MAKADAM jest świeżym, nowoczesnym, zautomatyzowanym biurem projektowym nastawionym na szybką i kompleksową realizację projektów infrastrukturalnych przy zastosowaniu nowoczesnych narzędzi do komputerowego wspomagania projektowania w inżynierii lądowej.
Stosuje się procedury intuicyjnego programowania zadanego obiektu, jak również wykrywanie kolizji projektowych, czy w efekcie końcowym przedstawienie inwestycji w formie trójwymiarowych wizualizacji.
Działu „Realizacje” nie przedstawię z powodu obiektywnych. Zero przykładów i tylko wpis „W opracowaniu”…
Swoją drogą ciekawe, czy w ramach „procedury intuicyjnego programowania zadanego obiektu, jak również wykrywania kolizji projektowych” Pan Adam Stachowicz dokona symulacji z osobą niepełnosprawną na wózku inwalidzkim, która podjechała pochylnią do kładki w ciągu ul. Horeszków, po czym – próbując przeciąć Bajzelstradę zwaną Ekostradą – została potrącona przez jeźdźca na 30-kilogramowym rowerze elektrycznym, pędzącego z szybkością np. 30 km/h? Czy wówczas projektant dokona istotnych zmian w swoim dziele? A może w ogóle odpuści sobie to zlecenie? Mimo wszystko, próbowałem zadać te pytania bezpośrednio. Niestety, telefon projektanta pozostawał głuchy
ZDANIE NIEODRĘBNE WPRAWDZIE ale Z OSOBISTYMI WĄTPLIWOŚCIAMI
Pani Aleksandra Matyjas prosiła mnie, abym w swoim materiale nie podejmował wątków konfrontacyjnych z miastem jako drugą stroną ekostradowego sporu, a tym bardziej nie ukazywał ich w kontekście politycznych, POPiS-owych rozgrywek, co już zdarzyło się jednemu z – ponoć niezależnych – dziennikarzy. Stąd bowiem tylko krok do dania magistratowi mocnego argumentu w rodzaju: „Niech wam teraz PiS pomoże”.
Jak widać, spełniłem to życzenie. Trudno jednak powstrzymać się przed zadaniem nie tylko dziennikarskiego pytania o wsparcie, jakie trzy dzielne niewiasty otrzymują od pozostałych członków Rady Dzielnicy. A jest ich aż 12 i wszyscy płci męskiej. Z protokołu sesji Rady w dniu 7 maja br. wynika, iż każdy z 10 obecnych radnych, w tym przewodniczący Zarządu Dzielnicy Krzysztof Knitter zaopiniował negatywnie planowany przebieg Ekostrady przez dzielnicę. Później z aktywnością członków w tej kwestii było różnie, mniej więcej w proporcji pół na pół. Dziwi jednak szczególnie wyraźna rezerwa wobec anty-ekostradowego protestu ze strony przewodniczącego Zarządu.
Gdyby scharakteryzować go tylko optycznie, można by rzec: silny mężczyzna. Umięśniony i bogato wytatuowany sugeruje osobę gotową do podejmowania najtrudniejszych wyzwań. A jednak w walce o uchronienie dzielnicy przed skutkami zainfekowania jej Bajzelstradą prezes zachowuje się niczym „maczo” kremówkowy cokolwiek. Pełna izolacja z drobnym wyjątkiem w postaci umieszczenia anty-ekostradowego plakatu w kontrolowanych przez siebie mediach społecznościowych. Reszta jest milczeniem czyli jakby cichym przyzwoleniem. Przyzwoleniem – podkreślmy – bardzo niebezpiecznym dla zdrowia, a choćby życia mieszkańców Wzgórza Mickiewicza, zwłaszcza dzieci, osób starszych oraz niepełnosprawnych.
Jako zaawansowany wiekiem właściciel roweru elektrycznego średniej klasy o masie 30 kg i bez jakichkolwiek przeróbek. jestem w stanie rozwinąć na prostej drodze prędkość 35 km/h. Nie trzeba dużej wyobraźni, aby przewidzieć skutki uderzenia takiej, ponad 100-kilogramowej „bomby kinetycznej” (masa roweru plus moja) w dziecko, kobietę z wózkiem czy staruszkę. A zaręczam, iż na drodze uznanej za rowerową autostradę nie zabraknie „szybkich i wściekłych” dysponujących podrasowanymi pojazdami zdolnymi rozwijać prędkość choćby 60 km/h. Zapowiada się eko-horror o trudnych do oszacowania skutkach. Pytanie, czy o to chodziło pomysłodawcom poprowadzenia Ekostrady przez dotychczas spokojną i bezpieczną dzielnicę?
Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski
05.07.2025