Anna Kovalova: Co łączy sokoła i ceramikę? I jak dawne garncarstwo z okolic Sokalina wraca dziś do życia? Dowiedzą się Państwo już za chwile. Witam przy mikrofonie — Anna Kovalova.
Dziś zapraszam na rozmowę z Serhijem Ivashkivem — mistrzem ceramiki czarnodymionej. Poznaliśmy się w Lublinie, podczas Jarmarku Jagiellońskiego. Serhii jest artystą ludowym z Ukrainy. Wraz z żoną, Allą Ivashkiv, odtwarza zapomnianą tradycję — ceramikę sokalską, która przez wiele lat była całkowicie nieznana. O tym, jak otworzyli dawną sokalską ceramikę, opowie sam Serhii Ivashkiv.
Serhii Ivashkiv: Zdarzyło się tak, iż miałem uczyć moich uczniów tradycji naszego regionu, w tym historii lokalnej ceramiki — czyli właśnie sokalskiej. Zainteresowało mnie, czy dawniej w naszej okolicy byli garncarze, więc zacząłem to badać. Okazało się, iż niedaleko leży miasto Sokal. W przeszłości cały ten obszar nazywano Sokalczyzną. Szeptycki to stosunkowo nowe miasto. W XIX wieku w Sokalu działało ponad 40 warsztatów garncarskich. Przez cały wiek ceramika sokalska była bardzo popularna. Najsłynniejszym mistrzem tamtego czasu był Wasyl Szestopalec — brał udział w wystawach, był rozpoznawalny i adekwatnie „zabranżował” swoje nazwisko, łącząc je na stałe z ceramiką sokalską. Kiedy zacząłem zgłębiać ten temat, dowiedziałem się, iż we Lwowie jest badaczka, która w 2007 roku wydała katalog tych wyrobów. Prawie nigdzie nie można ich zobaczyć — znajdują się w muzealnych zbiorach albo w prywatnych kolekcjach. Ona wszystko to dokumentowała, odwiedzała muzea — choćby w Warszawie, w Muzeum Etnograficznym, gdzie także są takie eksponaty. Co najciekawsze — nosi to samo nazwisko co ja, Ivashkiv. Odebrałem to jako znak z góry, iż właśnie mnie przypadło w udziale przywrócić tę tradycję. A kiedy zaczynaliśmy, do naszej pracowni wleciał ptak, a znajoma podarowała nam stary dzbanek, znaleziony na strychu. Takich rzeczy nie dało się już zdobyć — potraktowaliśmy to jako symbol. Krok po kroku odtworzyliśmy ceramikę sokalską. Dziś ta tradycja naprawdę żyje — wiele osób ją zna i ceni. Na niej przedstawiony jest tradycyjny ptak to pewnego rodzaju symbol. Bardzo piękny. adekwatnie to sokół — bo „Sokal” pochodzi właśnie od słowa „sokół”. Rzeczywiście, w naszej okolicy tych ptaków nie brakuje. Później garncarze zaczęli malować także inne ptaki, te, które widzieli wokół siebie. Tak właśnie narodziła się na nowo historia ceramiki sokalskiej.
Anna Kovalova: Wiemy, iż sokalska ceramika przestawia ptaki, a jaka jest typowa kolorystyka?
Serhii Ivashkiv: Kolorystyka to zieleń, brąz i żółć na białym tle. To ceramika szkliwiona, na której pojawiają się motywy ptaków, kwiatów i rozety — czyli geometryczne, okrągłe wzory. Ceramika sokalska jest raczej stonowana — harmonijna i elegancka w swojej prostocie. Ciekawe, iż w XIX wieku konkurowała całkiem skutecznie z ceramiką kosowską, czyli huculską. Wtedy działało dwóch znanych mistrzów, reprezentujących swoje regiony: na Sokalczynie — Wasyl Szestopalec, a na Huculszczyźnie — Oleksa Bachmatiuk. Zachowały się choćby afisze wystaw, na których wspólnie prezentowali swoje prace we lwowskich muzeach.
Anna Kovalova: To ciekawe, bo kiedy podeszłam do waszego stoiska, pomyślałam najpierw, iż to ceramika kosowska — ale jednak coś w niej było innego.
Serhii Ivashkiv: Tak, wielu ludzi tak mówi: „To chyba kosowska ceramika?”. I trudno się dziwić — kosowska jest znacznie bardziej znana, bo przetrwała do dziś. Pomogło jej to, iż Huculszczyzna zawsze była regionem turystycznym: przyjeżdżali tam ludzie, działały sanatoria, każdy chciał zabrać ze sobą jakąś pamiątkę. Dlatego miejscowi garncarze mieli dla kogo pracować. A na Sokalczynie w ciągu ostatnich stu lat władza zmieniała się pięć razy. Garncarze przestali przekazywać fach dzieciom — bo przestało się opłacać. Dzieci wybierały inne zawody i garncarstwo stopniowo zanikło. Tradycja przerwała się na całe stulecie.
Anna Kovalova: Co Pan w swojej pracy lubi najbardziej?
Serhii Ivashkiv: Lubię robić wszystko, ale najbardziej pociągają mnie duże formy — na przykład wazony o wysokości 50–60 centymetrów, a choćby do metra. Lubię też talerze, dzbany, misy. Staram się tworzyć to, co ludziom sprawia euforia — żeby mogli kupić i cieszyć się naszymi wyrobami.
Anna Kovalova: A co najczęściej kupują? Czy są jakieś trendy?
Serhii Ivashkiv: W Ukrainie w tej chwili widać silny trend — powrót do tradycji. Ludzie coraz częściej ustawiają tradycyjną ceramikę na świątecznych stołach. Robimy więc dużo naczyń właśnie na Boże Narodzenie — talerze, misy, dzbany, garnki, kubki — wszystko, co może się pojawić na świątecznym stole. Zaczęło się od Świąt, ale teraz tradycyjna ceramika towarzyszy też innym okazjom. Ludzie chcą, by ich stoły wyglądały tak, jak kiedyś.
Fot. nadesłane








