02.01.2025 Borszcz ukraiński po lubelsku – Serhii Ivashkiv

radio.lublin.pl 11 godzin temu
Zdjęcie: 02.01.2025 Borszcz ukraiński po lubelsku – Serhii Ivashkiv


Anna Kovalova: Co łączy sokoła i ceramikę? I jak dawne garncarstwo z okolic Sokalina wraca dziś do życia? Dowiedzą się Państwo już za chwile. Witam przy mikrofonie — Anna Kovalova.

Dziś zapraszam na rozmowę z Serhijem Ivashkivem — mistrzem ceramiki czarnodymionej. Poznaliśmy się w Lublinie, podczas Jarmarku Jagiellońskiego. Serhii jest artystą ludowym z Ukrainy. Wraz z żoną, Allą Ivashkiv, odtwarza zapomnianą tradycję — ceramikę sokalską, która przez wiele lat była całkowicie nieznana. O tym, jak otworzyli dawną sokalską ceramikę, opowie sam Serhii Ivashkiv.

Serhii Ivashkiv: Zdarzyło się tak, iż miałem uczyć moich uczniów tradycji naszego regionu, w tym historii lokalnej ceramiki — czyli właśnie sokalskiej. Zainteresowało mnie, czy dawniej w naszej okolicy byli garncarze, więc zacząłem to badać. Okazało się, iż niedaleko leży miasto Sokal. W przeszłości cały ten obszar nazywano Sokalczyzną. Szeptycki to stosunkowo nowe miasto. W XIX wieku w Sokalu działało ponad 40 warsztatów garncarskich. Przez cały wiek ceramika sokalska była bardzo popularna. Najsłynniejszym mistrzem tamtego czasu był Wasyl Szestopalec — brał udział w wystawach, był rozpoznawalny i adekwatnie „zabranżował” swoje nazwisko, łącząc je na stałe z ceramiką sokalską. Kiedy zacząłem zgłębiać ten temat, dowiedziałem się, iż we Lwowie jest badaczka, która w 2007 roku wydała katalog tych wyrobów. Prawie nigdzie nie można ich zobaczyć — znajdują się w muzealnych zbiorach albo w prywatnych kolekcjach. Ona wszystko to dokumentowała, odwiedzała muzea — choćby w Warszawie, w Muzeum Etnograficznym, gdzie także są takie eksponaty. Co najciekawsze — nosi to samo nazwisko co ja, Ivashkiv. Odebrałem to jako znak z góry, iż właśnie mnie przypadło w udziale przywrócić tę tradycję. A kiedy zaczynaliśmy, do naszej pracowni wleciał ptak, a znajoma podarowała nam stary dzbanek, znaleziony na strychu. Takich rzeczy nie dało się już zdobyć — potraktowaliśmy to jako symbol. Krok po kroku odtworzyliśmy ceramikę sokalską. Dziś ta tradycja naprawdę żyje — wiele osób ją zna i ceni. Na niej przedstawiony jest tradycyjny ptak to pewnego rodzaju symbol. Bardzo piękny. adekwatnie to sokół — bo „Sokal” pochodzi właśnie od słowa „sokół”. Rzeczywiście, w naszej okolicy tych ptaków nie brakuje. Później garncarze zaczęli malować także inne ptaki, te, które widzieli wokół siebie. Tak właśnie narodziła się na nowo historia ceramiki sokalskiej.

Anna Kovalova: Wiemy, iż sokalska ceramika przestawia ptaki, a jaka jest typowa kolorystyka?

Serhii Ivashkiv: Kolorystyka to zieleń, brąz i żółć na białym tle. To ceramika szkliwiona, na której pojawiają się motywy ptaków, kwiatów i rozety — czyli geometryczne, okrągłe wzory. Ceramika sokalska jest raczej stonowana — harmonijna i elegancka w swojej prostocie. Ciekawe, iż w XIX wieku konkurowała całkiem skutecznie z ceramiką kosowską, czyli huculską. Wtedy działało dwóch znanych mistrzów, reprezentujących swoje regiony: na Sokalczynie — Wasyl Szestopalec, a na Huculszczyźnie — Oleksa Bachmatiuk. Zachowały się choćby afisze wystaw, na których wspólnie prezentowali swoje prace we lwowskich muzeach.

Anna Kovalova: To ciekawe, bo kiedy podeszłam do waszego stoiska, pomyślałam najpierw, iż to ceramika kosowska — ale jednak coś w niej było innego.

Serhii Ivashkiv: Tak, wielu ludzi tak mówi: „To chyba kosowska ceramika?”. I trudno się dziwić — kosowska jest znacznie bardziej znana, bo przetrwała do dziś. Pomogło jej to, iż Huculszczyzna zawsze była regionem turystycznym: przyjeżdżali tam ludzie, działały sanatoria, każdy chciał zabrać ze sobą jakąś pamiątkę. Dlatego miejscowi garncarze mieli dla kogo pracować. A na Sokalczynie w ciągu ostatnich stu lat władza zmieniała się pięć razy. Garncarze przestali przekazywać fach dzieciom — bo przestało się opłacać. Dzieci wybierały inne zawody i garncarstwo stopniowo zanikło. Tradycja przerwała się na całe stulecie.

Anna Kovalova: Co Pan w swojej pracy lubi najbardziej?

Serhii Ivashkiv: Lubię robić wszystko, ale najbardziej pociągają mnie duże formy — na przykład wazony o wysokości 50–60 centymetrów, a choćby do metra. Lubię też talerze, dzbany, misy. Staram się tworzyć to, co ludziom sprawia euforia — żeby mogli kupić i cieszyć się naszymi wyrobami.

Anna Kovalova: A co najczęściej kupują? Czy są jakieś trendy?

Serhii Ivashkiv: W Ukrainie w tej chwili widać silny trend — powrót do tradycji. Ludzie coraz częściej ustawiają tradycyjną ceramikę na świątecznych stołach. Robimy więc dużo naczyń właśnie na Boże Narodzenie — talerze, misy, dzbany, garnki, kubki — wszystko, co może się pojawić na świątecznym stole. Zaczęło się od Świąt, ale teraz tradycyjna ceramika towarzyszy też innym okazjom. Ludzie chcą, by ich stoły wyglądały tak, jak kiedyś.

Fot. nadesłane

Idź do oryginalnego materiału